18 mar 2016

Przed sezonem nastroje nie były optymistyczne. „Der Anti Klopp” – czytaliśmy w Kickerze. Dobry na Mainz, ale czy wystarczy na Borussię? Z drugiej strony, przecież gorszego sezonu nie zagrają… Jak potoczą się losy zdolnego trenera? Grzmiały Niemcy, grzmiał Dortmund, grzmiała cała Europa. Dosyć szybko te lamenty zamieniły się w zachwyt nad wizją zespołu zaproponowaną przez Thomasa Tuchela. Wizją ciekawą, interesującą, może nieco odmienną, ale na pewno taką, którą szybko podchwycą trenerzy dążący do taktycznej perfekcji, jaka jest w wachlarzu „niemieckiego Guardioli” najistotniejszym elementem. 

Przed startem rozgrywek burzę w Niemczech wokół Borussii wywołała przede wszystkim wypowiedź Hansa-Joachima Watzkego, który negował sukces VfL-u Wolfsburg, jakim był triumf w Pucharze Niemiec:
„Różnica między nami, a Wolfsburgiem jest taka, że gdy my zdobywaliśmy trofea, wsiadaliśmy w otwarty autobus i jechaliśmy na Borsigplatz w Dortmundzie świętować razem z kibicami. Piłkarze Wolfsburga po zdobyciu trofeum wsiadają w swoje Lamborghini i jadą do domów”
Te słowa dyrektora generalnego BVB nie pomagały Tuchelowi w przedsezonowych przygotowaniach. Częste porównania do Kloppa (obaj do Dortmundu trafili przecież z Mainz) także nie dodawały otuchy szkoleniowcowi urodzonemu w Krumbach. Porządki 43-latka na Westfalenstadion zaczęły się nietypowo, bo od… zwolnienia kucharza, który miał serwować zbyt tłuste sosy. Poza tą zmianą były oczywiście korekty stricte sportowe. Za 11 mln  Leverkusen na Dortmund zamienił niezwykle doświadczony Gonzalo Castro. 16 lat gry na BayArenie to spory bagaż doświadczenia, które miał sprzedać młodemu zespołowi ex-reprezentant Niemiec. Obok pomocnika szeregi zespołu zasiliło jeszcze dwóch ważnych piłkarzy – Roman Bürki i Julian Weigl. Obaj z miejsca stali się kluczowymi ogniwami układanki Tuchela. O ile ten pierwszy, przybywszy ze spadkowicza, Freiburga, zastąpił popełniającego sporo błędów w sezonie 2014/15 Weidenfellera, to drugi, młodzian z TSV 1860 Monachium, Julian Weigl, oczarował wszystkich i to on, a nie 28-letni Castro zastąpił Sebastiana Kehla, który z końcem ubiegłego sezonu zakończył karierę. Czystka w zespole także nastąpiła. Pozbycie się Ciro Immobile uznano za dobry ruch, z klubem pożegnali się też Langerak i Jojić, a więc gracze, którzy nie prezentowali się zbyt dobrze lub po prostu nie mieli szans na regularną grę w pierwszym składzie.  Po blisko dziewięciu latach gry, oddania i poświęcenia w koncepcji Tuchela zabrakło miejsca dla Jakuba Błaszczykowskego. Polak został zatem, bez większego żalu,wypożyczony do Fiorentiny.
Jak widać, zmiany przeprowadzone przez nowego trenera przed startem trwającej kampanii były znaczące, ale póki co ciężko się przyczepić, że były szkoleniowiec Mainz zrobił coś nie tak. W zasadzie niezmienione zostało tylko zachowanie kibiców, którzy nieustannie udowadniają, że należą do najlepszych na świecie.
Eksperci zachwycili się grą BVB już w pierwszej kolejce Bundesligi, kiedy pokonała ona innego pretendenta do gry w pucharach, swoją imienniczkę z Gladbach, aż 4:0. Styl prezentowany przez Dortmund zamknął usta krytykom i ukierunkował drogę, którą ekipa z Signal Iduna Park teraz podąża. Kilka pomysłów, które Tuchel wprowadził już na początku pracy w Dortmundzie wręcz zachwyciły media w Europie. Zrobienie z Matthiasa Gintera jednego z najlepszych bocznych obrońców w Niemczech, odbudowanie İlkaya Gündoğana, a przede wszystkim ustawienie drużyny pod Pierre’a Emericka Aubameyanga to tylko najważniejsze ze zmian, które przyniosły pożądany efekt. Nazwanie Gabończyka rok temu jednym z najlepszych napastników na Starym Kontynencie wywołałoby serię memów i żartów. Teraz Auba walczy o tytuł króla strzelców Bundesligi. Wiele mówi się, że po sezonie odejdzie z Dortmundu, ale póki co ciężko wyobrazić sobie talię kart Tuchela bez Gabończyka. Były snajper Milanu czy Saint-Etienne imponuje wszechstronnością, gdyż strzela bramki zarówno prawą (15), jak i lewą nogą (5), a dwukrotnie pokonał golkipera rywali także uderzeniem głową. Popularny Spiderman jest także bardzo regularny, gdyż piłka po jego strzałach ląduje w siatce średnio co 91 minut. A na koniec warto dodać, że lwią część zdobyczy bramkowej Aubameyanga stanowią bramki upolowane w ostatnim kwadransie. Stawianie go obok Roberta Lewandowskiego, jako jednego z dwóch najlepszych snajperów Bundesligi, z pewnością nie jest na wyrost.

Najważniejszą rzeczą, którą udało się zrobić Tuchelowi już w pierwszej kolejce sezonu (a w zasadzie od pierwszych meczów obecnej kampanii) jest wyciśnięcie olbrzymiego potencjału z Henrikha Mkhitaryana. To, co Ormianin wyczynia w Borussii jest głównie sukcesem sztabu. Ciężko nie odnieść wrażenia, że po poprzednim, słabym sezonie BVB potrzebowało jakiegoś impulsu, świeżej krwi, ożywienia. Łukasz Piszczek, a więc jedyny z Polaków, który został w Nadrenii Północnej Westfalii, wreszcie przypomina siebie z przed kontuzji.
Warto odnotować, że poza widoczną zmianą w sposobie gry poszczególnych piłkarzy, nastąpiła również ewolucja całej ekipy. Wyniki nie kłamią. Borussia w obecnym sezonie poniosła ledwie pięć porażek, w Bundeslidze dortmundczycy przegrali tylko trzykrotnie. Mozolną pracę, jaką wykonał Tuchel widać na przykładzie wyników osiąganych na własnym boisku. W obecnej kampanii żaden niemiecki zespół nie znalazł sposobu, by okazać się lepszym od Borussii (dokonał tego tylko PAOK Saloniki w fazie grupowej LE – przyp. red.). Mało tego! Defensywa finalisty ostatniej edycji DFB Pokal jest jedną z najszczelniejszych w tym sezonie, a w ostatnich jedenastu spotkaniach przepuściła zaledwie dwa gole!
Pomimo pięciu punktów straty do liderującego Bayernu, w Dortmundzie mogą po cichutku liczyć, że w pierwszym sezonie Tuchela można sięgnąć po tytuł. Ostatnia wygrana nad Tottenhamem daje dużą nadzieję na dobry wynik w Lidze Europy. Czyżby Herr Thomas na tej płaszczyźnie okazał się lepszy od Herr Jürgena? Całkiem prawdopodobne jest, że obaj panowie spotkają się w finale na Stadionie Św. Jakuba w Bazylei, o ile nie wpadną na siebie we wcześniejszej fazie. Zarówno LFC, jak i BVB zachwycają w europejskiej lidze drugiej kategorii.
Dobra zmiana w Borussii Dortmund jest zauważalna wszem i wobec. Zainteresowanie graczami z Signal Iduna Park rośnie z tygodnia na tydzień, więc szefowie klubu liczą na to, że kluczowi piłkarze nie opuszczą zachodnich Niemiec. Według Bilda Ilkay Gündogan może liczyć na sporą podwyżkę, skłaniającą go do porzucenia planów wyjazdu do Hiszpanii czy Anglii.
Nie ma co się oszukiwać – gra Borussii znacząco się zmieniła. Fantastyczna gra w obronie, świetnie wyprowadzane kontrataki, a także kapitalna gra bez klasycznego napastnika (Aubameyang jest przecież nominalnym skrzydłowym). Te wszystkie elementy sprawiają, że Die Schwarzgelben ogląda się z wielką przyjemnością, a futbol proponowany przez Tuchela zachwyca całą Europę.
Taktyka, jaką wprowadził do drużyny były szkoleniowiec Mainz przypadła do gustu piłkarzom, którzy wciąż zachowują jednak chłodny umysł i nie popadają w samozachwyt nad funkcjonowaniem mechanizmu, będąc wszakże jego elementem. W takim tonie wypowiadał się ostatnio Marco Reus. W przeszłości piłkarz Gladbach, w obecnej kampanii wreszcie zaczął grać regularnie, kontuzje przestały go prześladować, co cieszy trenera:
„Kiedy Marco jest zdrowy to monster. Kapitalny piłkarz!” – komplementował swojego zawodnika Thomas Tuchel
Nie bez kozery takie słowa wypowiedział trener BVB. Reus jest absolutnie kluczowym ogniwem die Maanschaft z Westfalenstadion. Aż sześć razy w tym sezonie otwierał wyniki spotkań, a więc zdobywał najważniejsze gole. Dodatkowo, w każdym z meczów, w którym do siatki trafiał piłkarz oznaczony numerem „11” na żółtej koszulce, Borussia odnosiła zwycięstwo.
Kolejnym wartym odnotowania czynnikiem, sprzyjającym budowaniu bardzo dobrego klubu z europejskimi aspiracjami, jest znakomita atmosfera w Dortmundzie. Każdy inny szkoleniowiec głowił by się, jak powstrzymać Kane’a, Lamelę, Allego, czy Chadliego. Ale nie Tuchel! 43-latek przed czwartkowym meczem był bardzo naładowany. Na konferencji mówił, że wprost nie mogą doczekać się spotkania z tak dobrym zespołem, jakim jest Tottenham. Słów pochwał pod adresem bossa BVB nie szczędził jego vis-à-vis, Mauricio Pochettino:
„To jeden z najlepszych zespołów w Europie. Borussia ma znakomitych piłkarzy, kibiców, trenera w osobie Thomasa. Bardzo podoba mi się ich styl gry”
Zresztą nie tylko argentyński menedżer Kogutów uważa, że Borussia się zmieniła i prezentuje ciekawą piłkę. W podobnych superlatywach wypowiadają się inni szanowani ludzie ze świata futbolu:
„Żeby pokonać Borussię trzeba mieć dobry dzień. Szczególnie poprawili grę w defensywie, a tracone bramki są w głównej mierze efektem pojedynczych błędów indywidualnych. Potrafią kapitalnie utrzymywać się przy piłce i doskonale kreują sytuacje” – uważa Christian Wörns, były zawodnik klubu, mistrz Niemiec z 2002 roku.
„Odejście Jürgena Kloppa było najlepszym wyjściem. Tuchel wykrzesał wiele z piłkarzy, w których już mało kto wierzył” – zauważa legenda klubu z Weserstadion, Stephane Chapuisat
Zauważalną podwaliną pod atrakcyjny styl gry piłkarzy z Nadrenii Północnej Westfalii jest bardzo szybkie przekroczenie, bo już na początku marca, magicznej granicy stu goli w sezonie.
Czy jesteśmy zatem świadkami narodzin nowej trenerskiej gwiazdy? Czy wzorujący się na Guardioli szkoleniowiec będzie wstanie nawiązać do Kloppa, jeśli chodzi o sukcesy na Signal Iduna Park?. Czas pokaże, ale jedno jest pewne – Borussię chce się oglądać, bo pod wodzą byłego trenera Mainz przeszła ona diametralną przemianę stylu, która przypadła do gustu nawet najbardziej wybrednym koneserom nie tylko niemieckiej piłki.

9 mar 2016

Kurczaki dojrzały. Czy Tottenham powalczy o mistrzostwo?

Po latach upokorzeń, słabszych wyników czy zwyczajnego pecha nadchodzi czas Tottenhamu! Pod okiem farmera Mauricio Pochettino kurczaki wreszcie stały się dojrzałymi kogutami. Młody zespół argentyńskiego menedżera zadziwia publiczność i ekspertów. Czy Spurs po raz pierwszy w historii zakończą sezon przed Arsenalem? Czy będzie to równocześnie oznaczało pierwszy tytuł w Premier League dla ekipy z White Hart Lane?


W 29. meczach w obecnym sezonie Premier League Koguty zanotowały 15 zwycięstw, 10 remisów i tylko 4 razy schodziły z boiska pokonane.  Z tych przegranych spotkań w zasadzie tylko mecz z Newcastle United na własnym boisku (13 grudnia ubiegłego roku – przyp. red.) może stanowić powód do wstydu dla kibiców z północnego Londynu. W pierwszej serii gier bieżącej kampanii nieszczęśliwie, bo po samobóju Kyle’a Walkera, ulegli Manchesterowi United, a dwie kolejne porażki (w 21. kolejce z Leicester i w 28. z West Hamem) były także minimalne. Obok Lisów to właśnie klub z północnej części Londynu wydaje się być najpoważniejszym kandydatem do zdobycia mistrzowskiego tytułu. Klub, który w tym roku obchodzić będzie już 133. rocznicę założenia tylko dwukrotnie zdobywał ligowy szczyt. Było to bardzo dawno temu, bowiem w 1951 i 1961 roku. Nawet fenomenalna drużyna z lat 80. z Garry’m Linekerem na czele nie osiągała takich rezultatów w lidze. Od kilku lat Spurs regularnie plasowali się w czołowej szóstce Premier League. W sezonie 2011/12 zajęli nawet czwartą lokatę, ale to szósta Chelsea zagrała w kolejnym sezonie w Lidze Mistrzów jako obrońca tego trofeum.
Teraz, gdy na White Hart Lane dzieli i rządzi Mauricio Pochettino, kibice nabrali nadziei na sukces. Już poprzednie rozgrywki i dobre, piąte miejsce dodały otuchy do tego, że po raz pierwszy w historii Tottenham zakończy ligę przed odwiecznym rywalem z Emirates Stadium. Eksplozja talentu Harry’ego Kane’a, fantastyczna gra Christiana Eriksena i Nacera Chadliego zaowocowały już w poprzednim sezonie awansem do finału Pucharu Ligi Angielskiej. Duńczyk i Belg są w zasadzie jedynymi w pełni udanymi transferami, które przeprowadzono w 2013 roku po odejściu z zespołu Garetha Bale’a.  Erik Lamela dopiero w tych rozgrywkach pokazuje prawdziwą pełnię swoich umiejętności, czego brakowało w dwóch ostatnich kampaniach. Być może gdyby Argentyńczyk imponował formą w rozgrywkach 2013/14 i 2014/15, już wtedy Koguty biłyby się o mistrzostwo. Chimerycznie usposobiony skrzydłowy teraz należy do najważniejszych piłkarzy układanki trenera Pochettino. W sezonie 2014/15 od południowoamerykańskiego szkoleniowca jak mantrę można było usłyszeć jedno zdanie:

„Obecny sezon jest dla nas okresem przejściowym”

Pochettino jest już dwunastym trenerem, którego zatrudnił Daniel Levy od czasu, gdy objął stery w Spurs trzynaście lat temu. Przez ponad dekadę rządów biznesmena z Essex Koguty zdobyły tylko jedno trofeum! Był to Puchar Ligi wygrany w 2008 roku przez Juande Ramosa. Ekscentryczny właściciel Tottenhamu ma do byłego obrońcy Valencii duże zaufanie, co w przypadku poprzednich trenerów było istnym ewenementem. Warto przypomnieć okoliczności zwalniania uwielbianego przecież przez fanów Tottenhamu Harry’ego Redknappa. Anglik stracił pracę pomimo wywalczenia czwartego miejsca we wspomnianym już, feralnym sezonie 2011/12. A była to przecież najwyższa pozycja zespołu za kadencji Levy’ego! To tylko potwierdza jak dużym zaufaniem właściciela cieszy się manager z Argentyny.
Jeśli chodzi o Daniela Levy’ego to widać, że uczy się na swoich błędach. Ostatnie okienko transferowe zostało świetnie wykorzystane. Sprowadzenie Alderweirelda to prawdopodobnie najlepszy transfer Kogutów ostatnich lat. Przyjście austriackiego stopera Kevina Wimmera z FC FC Köln , a także Kierana Trippiera z Burnley stworzyło fantastyczne zaplecze dla defensorów londyńskiego klubu. Kilka lat temu Levy niemiłosiernie zmarnował potencjał finansowy i kompletnie nie trafił z transferami. Szczególnie transfery Vlada Chirichesa, Étienne’a Capoue i Paulinho podważyły wizerunek prezesa klubu. O żadnym z nich nikt już przy White Hart Lane nie pamięta. Są inni. Może mniej medialni, ale za to znakomicie spisujący się na ligowych boiskach.

Mousa Dembélé dzieli i rządzi w środku pola, Ryan Mason po wielu latach wreszcie pokazał, że może być wartościowym zawodnikiem tak dobrego klubu, jak Tottenham, a Dele Alli jest prawdziwym odkryciem tego sezonu w Premier League. Dziewiętnastolatek trafił do Spurs z Milton Keynes Dons. Utalentowany nastolatek w obecnej kampanii w 27. meczach w lidze strzelił aż siedem goli, a jest przecież środkowym pomocnikiem. Wszystkie bramki zdobywał ustawiony na pozycji lewego ofensywnego pomocnika. Alli zdążył już zadebiutować w reprezentacji Synów Albionu, a nawet zdobyć gola w meczu przeciwko Francji. Młodzian spełnia podobną funkcję, jaką przed laty w północnym Londynie piastował Luka Modrić.
W zasadzie na każdej pozycji Koguty mają fantastycznych piłkarzy. W bramce niepodzielnie panuje kapitan drużyny, Hugo Lloris. Francuz ma już na swoim koncie grubo ponad sto spotkań w Premier League, a na ławce przecież jest jeszcze Michel Vorm, sprowadzony w 2014 roku ze Swansea City. Nie bez kozery wicelider Premier League ma najlepszą defensywę w lidze. Dwadzieścia cztery gole stracone przez Spurs są w głównej mierze zasługą fantastycznie skonsolidowanej defensywy, którą dowodzi Toby Alderweireld. Belg nie tylko znakomicie broni. Potrafi także znaleźć się pod bramką rywali, czego dowodem są cztery gole w lidze, w tym dwa zdobyte w tak ważnych spotkaniach, jak z Manchesterem City czy Arsenalem w ostatnich Derbach Północnego Londynu. W parze z Alderweireldem kapitalnie spisuje się jego rodak – Jan Verthongen. Obaj tworzą być może najlepszy duet stoperów w Premier League. Pod czujnym okiem Pochettino nieustannie rozwija się Danny Rose. Jednym z odkryć sezonu jest także Tom Carroll, który kilkukrotnie nieźle zaprezentował się na angielskich boiskach. Wychowanek Tottenhamu może nawet stać się drugim Aaronem Lennonem, który może nie został na White Hart Lane gwiazdą pierwszej wielkości, ale przez kilka lat z powodzeniem bronił barw Tottenhamu.


Jeśli chodzi o ewentualny sukces zespołu Pochettino, to można postawić pytanie: kiedy jak nie teraz? Ktoś powiedziałby, że są jeszcze młodzi i mają czas na zdobywanie trofeów. W Anglii nie ma jednak miejsca na błąd. Już niedługo Real może zabrać Kane’a, Barça „wykraść” Lamelę i zespół trzeba będzie budować od nowa. Z dobrym trenerem Tottenham staje się jednym z najpoważniejszych kandydatów do zagrożenia Leicester. Lisy mają przewagę w postaci dość łatwego terminarza. Koguty do końca sezonu czeka jeszcze kilka naprawdę trudnych spotkań. Szczególnie kwiecień powie nam prawdę o zespole z północnego Londynu. Mecze z Liverpoolem, Manchesterem United czy Stoke City będą należały do bardzo wymagających. W międzyczasie na Spurs czeka bój o awans do ćwierćfinału Ligi Europy z Borussią Dortmund. Czy Tottenhamowi wystarczy sił na skuteczną walkę na dwóch frontach? Kadra jest szeroka, ale jedna kontuzja bądź absencja kartkowa może zdecydować o tym, że najbardziej udany sezon od lat nie zbierze oczekiwanych owoców. Wydaje się, że mistrzostwo zdobędzie Leicester, ale pierwsza kampania w historii,  w którejKoguty uplasują się wyżej od lokalnego rywala z The Emirates jest naprawdę realna.

27 lut 2016

Dokąd zmierza FIFA?

Wczoraj na kongresie Międzynarodowej Federacji  Piłkarskiej wybrano nowego szefa. Po osiemnastu latach na stanowisku przewodniczącego FIFA nie będzie zasiadał już Sepp Blatter. Osiemdziesięcioletniego Szwajcara zastąpił o trzydzieści cztery lata młodszy rodak- poprzednio sekretarz generalny UEFA- Gianni Infantino.
Czy to coś zmieni w wizerunku skorumpowanej w ostatnich lata federacji?
Póki co wizerunkowo FIFA zyskuje. Infantino jest posiadaczem…. najsłynniejszej łysiny w światowym futbolu i ma dobrą prasę w świecie piłki. W latach 2009-2016 był sekretarzem generalnym Europejskiej Federacji Piłkarskiej i mistrzem wszystkich ceremonii. Żadne losowanie nie mogło się odbyć bez „peloto” , czyli po prostu „Łysego z UEFA”.
Poprzednik Infantino swoją władzę też zdobył awansując z pozycji sekretarza generalnego. Od piętnastu lat był związany z UEFA.
Przynajmniej póki co budzi pozytywne emocje. Przede wszystkim 45 latek mówi sześcioma językami, w tym arabskim, budzi sympatię i do tej pory nic się do niego nie przylepiło, gdy wychodziły na jaw różne brudy futbolu.
Wracając jednak do kluczowego pytania zawartego w tym felietonie: Nie, z całą sympatią jaką darzę Gianniego, wizerunek FIFA się nie zmieni tak bardzo jak byśmy tego chcieli i tak bardzo jak chce tego sam Szwajcar. OK, mimo tego że, podkreślę po raz kolejny, Infantino jest postacią pozytywną to sam związek pozostanie taki jak był. Za dużo w nim skorumpowanych osób, co idealnie potwierdza bądź co bądź świetna książka „FIFA MAFIA” aut. Thomasa Kistnera.
Powinniśmy być dobrej myśli, ale dopóki całe struktury federacji się nie zmienią to obraz FIFA pozostanie taki  jak jest obecnie, czyli nie tyle co nadszarpnięty, ale bardzo skompromitowany. Przez wszystkie lata, nas kibiców i dziennikarzy, bezczelnie oszukiwano . Myśleliśmy, że choć nasza ukochana dyscyplina pozostanie „czysta” i wolna od korupcji, siły pieniądza popychającego machinę zwaną FIFĄ.
Analizując  za i przeciw może się Gianniemu Infantino udać, może ale nie musi. Sam nic nie zdziała. Jeśli znajdą się ludzie dobrej woli w szeregach armii FiFowskiej to „dobra zmiana” będzie możliwa.
Z pochodzenia Włoch jest ostatnią osobą, którą można posądzić o korupcję, więc można sądzić iż, w nie tak krótkim oczywiście okresie, ale naprawi ten cały mechanizm napędzający futbolową machinę. Już niebawem mamy zobaczyć prawdziwe reformy polegające na zmniejszeniu władzy Komitetu Wykonawczego i Przewodniczącego, potocznie zwanego prezydentem.
Dobry ruchem na pewno jest skrócenie kadencji Przewodniczącego Federacji do trzech lat.

Czas pokaże czy „Łysy” tak sprawnie będzie zarządzał pachołkami  w postaci działaczy jak czynił to ze swoimi kulkami.



22 lut 2016

Made to China

Początek roku dał nową erę. Erę, podczas której futbol może się przenieść na wschód, do kraju Smoka. Transfery Ramiresa, Teixeiry, czy chyba najbardziej absurdalna transakcja w historii XXI wieku- odejście Jacksona Martineza z Atletico za blisko 50 milionów daje wiele do zastanowienia. Ostatnio do grona tych piłkarzy dołączył Ezequiel Lavezzi, wicemistrz świata, który do końca kontraktu w PSG miał cztery miesiące. Miał to kluczowe słowo.
Mimo takiego krótkiego czasu do wygaśnięcia umowy Chińczycy zapłacili Paryżanom 10 milionów euro i Pan Lavezzi od lutego będzie zachwycał swoimi umiejętnościami w państwie środka. Śmieszą mnie jednak opinie, że futbol staje się coraz  bardziej przepłacony.

Ja przepraszam bardzo, ale czyja to jest wina? Okej, niektórzy naprawdę przesadzają (tutaj muszę trochę ponarzekać na moją ukochaną Premier League), ale na miłość boską, to że Chińczycy płacą za snajpera Atletico Madryt, jednej z najlepszych drużyn w Europie, mało tego, gracza dobrze prosperującego, to nie oznacza że futbol doszedł do ściany.
Ba! Beniaminek tamtejszej ligi pozyskał Gervinho, więc gracza o uznanej marce w Europie.

Kilka lat temu, szejk Mansour postanowił kupić Manchester City. Czy na złe nam, kibicom to wyszło? Czy gdyby nie niebotyczne transfery  Gaël’a Clichy’ego, Samira Nasriego i Segio  Agüero, to oglądalibyśmy tak ekscytującą walkę o mistrzostwo Anglii w sezonie 2011/12?
Takiego finiszu w historii angielskiej piłki nie było NIGDY! Nawet w 1992 roku!
Czy to, że Nasser Al-Khelaifi jest prezesem Paris-Saint Germain komuś przeszkadza? Futbol prezentowany przez Paryżan daje iskierkę nadziei, że w tym sezonie Champions League wreszcie ktoś się wyłamie z dominacji Barcelony, Realu czy Bayernu.
Wiele ekip oczywiście wydaje pieniądze w błoto (niestety znów trzeba zganić kluby z Wysp; patrz: Newcastle United, Aston Villa i ostatnio ku mojemu smutkowi- Manchester United).
Są wszakże zespoły, gdzie pieniądz to wartość nadrzędna, tj. Bayern Monachium, gdzie brak galaktycznych wzmocnień pow. 50 mln euro.
Wkurza mówienie, że pieniądz niszczy rywalizację, bo koniunktura w futbolu, jak wszędzie się zmienia. Pewnie za kilka lat za piłkarzy będzie się płacić setki milionów. Taka jest natura, popyt na dobrych zawodników wzrasta, bo i więcej jest dobrych, bądź bardzo dobrych klubów. Takie są koleje losy, naturalne zresztą.

Jeszcze kilka lat temu nie do pomyślenia były transfery zawodników, powiedzmy sobie szczerze wątpliwej klasy do topowych zespołów. Bo tych zespołów było mniej. Dwaj mocarze z Hiszpanii, kluby angielskie: Manchester United, Liverpool, w Niemczech Bayern, a we Włoszech: kluby z Mediolanu, ewentualnie Stara Dama z Turynu.
 Chelsea, do momentu przejęcia przez Abramovicha była solidną firmą, ale o półkę niżej niż wymienione wyżej kluby.
Transfery, dzięki którym na firmamencie Champions League „The Blues” się pojawili, tylko wzmocniły rywalizację. Gdyby nie Rosjanin Didier Drogba być może nie zostałby legendą Chelsea, a Michael Essien grałby do końca kariery w Olympique Lyon.
Kiedyś, gdy pieniądze odgrywały mniejszą rolę były też i ligi, które na tym korzystały. Obecnie nie do pomyślenia jest, by do półfinału Ligi Mistrzów, nie mówiąc o finale czy triumfie, dochodziły Deportivo La Coruna czy FC Porto.
Futbol owszem zmierza ku granicom finansowych absurdów, ale moim zdaniem nie jest to takie złe jak wszyscy malują. Piłka staje się coraz bardziej prestiżowa, mimo że mniej elitarna.
Zwiększa się jednak rywalizacją, a o to w tym biznesie przecież chodzi.

Podsumowując ten wywód prędzej czy później musiało dojść do eskalacji piłki nożnej na rynek azjatycki. Tamte kluby płacą bardzo dobrze, za graczy niekiedy podstarzałych, wcale nie tak świetnej jakości, jak się nam to wydaje. Dzięki temu Europa będzie się bogaciła, co doprowadzi do piłkarskiej inflacji, czego dowodem może być już najbliższe okno transferowe.


17 lut 2016

Lewydependiencja, czyli czy Bayern doszedł do ściany?

Bayern Monachium, najlepszy niemiecki klub, jeden z najlepszych w Europie zresztą, ma w swoich szeregach napastnika klasy światowej.
Napastnik ten, pochodzący z pięknego zachodniosłowiańskiego kraju, już w poprzednim sezonie imponował swoimi walorami prezentowanymi na boiskach Bundesligi i Europy.
Od pewnego czasu snajper ów znajduje się na czołówkach gazet całej Europy niemal bez przerwy.
Zresztą, co się dziwić, skoro na dotychczasowych dziesięć goli zespołu w 2016 roku przypada osiem zdobytych przez Roberta Lewandowskiego. 
Bestia, terminator, monster te określenia nasuwają się same.
Należy sobie jednak zadać pytanie, które przede wszystkim powinni sobie zadać działacze z Monachium : Co by było, gdyby Roberta nie było?
Powiedzmy sobie szczerze i uczciwie, że Polak jest najlepszym piłkarzem w Niemczech, jednym z najlepszych na świecie, a co za tym idzie najlepszym zawodnikiem Bayernu!
O ile Costę,Mullera czy tym bardziej Lahma można zastąpić innym graczem, to naprawdę trudno sobie wyobrazić team Guardioli bez Lewego.
Paradoksalnie nawet Neuer, który jest najlepszym golkiperem na świecie prędzej ustąpiłby miejsca Ulreichowi, a Bayern by na tym nie stracił!

Bayern w całej swojej historii nie miał drużyny, w której dominowałby jeden zawodnik i którego wpływ na grę całej ekipy byłby tak ogromny, jak ma to miejsce w przypadku Roberta.
Polak nie tylko strzela gole. Nieraz cofa się i pomaga w rozegraniu, potrafi inteligentnie obsłużyć partnerów z ataku. Jest zawodnikiem kompletnym. O ile Messi, Ronaldo i Neymar są graczami najlepszymi, ponad wszystkimi, to Polak znajduje się o ten kroczek za nimi, w jednym szeregu z Suarezem, Benzemą, Jamesem czy Bale’m.
Kapitan naszej reprezentacji jest na czwartej pozycji w klasyfikacji Złotego Buta, co potwierdza jaki sezon rozgrywa. Do lidera, Higuaina traci sześć punktów, czyli trzy gole, a do Jonasa i Suareza dwie bramki.

Zatem czy Bawarczycy stają się uzależnieni od polskiego napastnika?
Wobec olbrzymich problemów kadrowych z defensywą szanse Bayernu w starciach z Juventusem są mocno zredukowane. Jedynym promyczkiem nadziei dla mistrza Niemiec jest Lewandowski, który może błysnąć geniuszem i strzelić decydującą bramkę...
Ostatnie ligowe starcie z Augsburgiem  było osiemdziesiątym meczem, jaki Polak rozegrał pod wodzą Pepa Guardioli. Bilans tych spotkań w jego wykonaniu jest znakomity. 56 goli i 16 asyst.
Dorobek godny najlepszych snajperów w historii FCB.
Mało tego! Bayern przegrał tylko dwa mecze, gdy Lewandowski trafiał do siatki rywali, co jest kolejnym dowodem na wielkie znaczenie i ogromny wpływ Polaka na zespół ze stolicy Bawarii.
Dopełniając imponujące statystyki RL9 warto odnotować dwa hat-tricki (Wolfsburg i Dinamo Zagrzeb), a także dwanaście tak zwanych dwupaków.
Wraz z Thomasem Muellerem, Lewandowski ma szansę na tytuł najskuteczniejszego duetu w historii Bundesligi. W tej chwili należy on do Edina Dżeko i Grafite, którzy w barwach VfL Wolfsburg w mistrzowskim dla niego sezonie 2008/2009 trafiali do siatki łącznie 54 razy. Ich bilans był niezwykle wyrównany: Bośniak strzelił 26 bramek a Brazylijczyk – 28. Po dwudziestu kolejkach obecnego sezonu "Lewy” ma na koncie 19 trafień, podczas gdy reprezentant Niemiec – 14. Sumarycznie daje to 33 trafienia, co na tym etapie sezonu jest rekordem.
W porównaniu do Lewandowskiego śmiesznie w Bayernie prezentuje się inna była gwiazda Mario Goetze, która w moim przekonaniu pozostanie zawodnikiem jednego meczu (finału mundialu przyp.red).

Wracając do kłopotów Bayernu z obsadzeniem pozycji środkowego obrońcy to ewidentnie coś jest nie tak! Skoro czterech nominalnych stoperów wypada ze składu, a dwóch z nich nie zagra praktycznie do końca sezonu to nie jest to sytuacja normalna.
Pech pechem, ale poza kontuzją pechowca Badstubera urazy leczą Boateng, jeden z twardszych zawodników, a także Benatia i Martinez, którzy mimo poprzednich problemów zdrowotnych wracali w tym sezonie do dobrej dyspozycji fizycznej.
Skoro taka sytuacja powtarza się od kilku lat musi się coś zmienić, bo w takim składzie personalnym Bayern nie tylko nie wygra Ligi Mistrzów, ale także odpadnie z Juve!
Zresztą nie jest to moja osobliwa opinia, bo podobnie twierdzi były selekcjoner reprezentacji Włoch Cesare Prandelli.
Mówię serio, tym bardziej że poza Lewandowskim Bawarczycy grają strasznie schematycznie i nudno w rundzie wiosennej Bundesligi.
Schematycznie, jak na nich, czyli rozgrywają piłkę przez "pół godziny" i nie mają pomysłu co z nią zrobić.
Co by było gdyby Polak nie był w takiej formie jak obecnie strach pomyśleć. Guardiola twierdzi, że to zaszczyt być trenerem Polaka, sądzę że tutaj warto pozostawić wypowiedź Hiszpana bez komentarza.
Wielkość Roberta jest niepodważalna. Nieśmiertelność może mu jednak zapewnić tylko transfer do Hiszpańskiego potentata.

Wydaje mi się jednak, że czas Bayernu w obecnym kształcie powoli dobiega końca.
Jeśli Carlo Ancelotti chce w przyszłym sezonie budować klasowy zespół to musi zatrzymać Polaka, który jest dla Bayernu niczym tlen.


Guusaria nie traci szans na awans.

Po 66 dniach powróciła. W niezmienionej, dobrej, interesującej odsłonie. Jedyna w swoim rodzaju. Liga Mistrzów.
To,że nie ma w niej Polaków (mowa tu o klubach) nie przeszkadza polskim kibicom w eksycytowaniu się tymi rozgrywkami.
W sumie dobrze...bo gdyby było inaczej fani z nad Wisły nie oglądali by popisów mistrzów od 1997 roku....
Ale przejdźmy do rzeczy przyjemniejszych.
Bo powróciła Liga Mistrzów i to powróciła w stylu i odsłonie w jakiej chcemy oglądać wszystkie jej mecze.
Na Parc de Princess w cieniu skandalu z Aurierem w roli głównej zawitała Chelsea. 
Fakt,że spotkanie było otwarte i prowadzone w szybkim tempie możeldziwić. OK. Od czasu przejęcia sterów przez Hiddinka Chelsea zaczęła grać jak normalny zespół, w miarę normalny powiedzmy, a nie jak zbiorowisko ludzi.
W meczu w stolicy Francji od początku rzucało się w oczy, że gospodarze są faworytem dwumeczu.
Chelsea grając dobrze w obronie wytrzymała do 40 minuty, gdy z rzutu wolnego trafił Zlatan Ibrahimovic. 
Pięć minut później wyrównał Mikel, który trafia tak rzadko,jak rzadko polskie kluby trafiają do LM. 
Druga odsłona i kunszt Di Marii dały prowadzenie i zapewniają minimalną zaliczkę przed rewanżem.
Gol Cavaniego,bądź co bądź ładny zresztą, daje jednak nadzieję...Chelsea.
Kibicom Chelsea. Bo Londynczycy zaatakują na Stamford Bridge. Będą musieli. 
Żeby to było możliwe potrzebny będzie Fabregas,który w Paryżu był,ale jakby go nie było. Hiszpan widniał co prawda w protokole meczowym, ale postanowił że na boisko wejdzie jego sobowtór.
A tak całkiem serio, to i on i Hazard znowu zawiedli. Ani nie grają ani nie biegają w tym sezonie, więc i tak w tym aspekcie trzeba uznać za sukces,że Belg choć starał się tą druga czynność w Paryżu wykonywać. Wychodziło średnio,ale liczą się chęci.
Powinien wziąć przykład z Azpilicuety,jednego z lepszych The Blues w tym meczu. O Lucasie nie wspominam,bo Hazard wyglądał przy nim jak Towarowy przy Pendolino.
Cała Chelsea przypominała trochę Przewozy Regionalne.
Niby jeżdżą, ale przyspieszają dwa razy na całą trasę. Maszynista Hiddink zrobił już dużo po przejęciu rozbitego i wykolejonego pociągu od Mourinho.
Zobaczymy jak daleko w tym sezonie zajedzie. Wracając do Paryżan, to między Bogiem,a prawdą mieli oni sporo szczęścia..bo Diego Costa mógł przecież pokonać Trappa, kto wie jakby to było...
Co by nie mówić w Londynie będzie ciekawie, PSG czekają łatwe wygrane w Ligue 1, no a potem.....London Calling!


12 sty 2016

Na tapecie: Legia się zbroi, Lech Poznań się boi, Messi triumfuje, Zidane demoluje

Po ostatnich dniach, w których działo się tyle, że można by książę napisać, ciężko byłoby pisać o wszystkim oddzielnie. Postanowiłem połączyć ze sobą te wszystkie wydarzenia, które wbrew pozorom mają wiele wspólnego.


W Polsce ptaszki jeszcze nie ćwierkają,
Jednak każdy widzi jakie jaja przy Bułgarskiej miejsce mają.
Fińskim judaszem lidera byłego nazywają kibice,
Bo Poznań zamienia na Polski stolicę.
Kasper się tym wcale nie przejmuje,
Legii góry przenosić obiecuje.
Boguś i Darek dla Staszka robią zakupy,
Wszyscy chcą wskoczyć w legijne buty.
Komorowski i Duda w jednej zagrają drużynie,
Piast i Cracovia w piach już chowają łepetynę.

A w Madrycie czas zmian wreszcie przyszedł,
Zidane na ławkę usiadł, kiedy Benitez z klubowego bufetu wyszedł.
Deportivo z Sanchezem na ławce,
Zostało rozbujane jak na niebezpiecznej huśtawce.
Bale strzelił trzy, Benzema dwa,
I tylko Cristiano najbardziej nam żal.
Bo Złota Piłka do Barcelony wróciła,
Po tym jak na Bernabeu przez dwa lata gościła.
Messi po raz piąty jest na czele,
Choć kontrowersji co do innych pozycji było wiele.
Gdzie jest Chiellini, czemu jest Silva?
To w FIFpro jest nie do przyjęcia wyrwa.
Bo jakby nie było, tak obiektywnie...
To dziennikarze zachowali się bardzo zgrywnie,
Buffona pominęli, o Giorgio zapomnieli,
Myślenie chyba tym panom odcięli.


Czekając na następną kolejkę angielskiej ligi, 
Dręczą mnie pytania straszliwe,
Czy to ostatnie van Gala podrygi?
Na tej Manchesterowej niwie.




8 sty 2016

Powrót króla. Przed meczem Real Madryt- Deportovo La Coruna

Zinedine Zidane, fot: Realmadrid.com

Po dziesięciu latach od zakończenia kariery Santiago Bernabeu znowu będzie należało do niego. Po czasie spędzonym u boku Carlo Ancelottiego i na ławce Castilli Zizou obejmuje stery w pierwszej drużynie Realu Madryt.


Wiele osób pukało się w głowę, gdy w poniedziałkowy wieczór Florentino Perez ogłosił, że to Zidane będzie trenerem "Królewskich". Są to jednak sceptycy, których jest zdecydowanie mniej niż entuzjastów zmiany na ławce w Madrycie. Fani Realu zmęczeni stylem gry zespołu, a także słabą postawą w meczach z czołowymi zespołami są zadowoleni, że ikona Los Blancos zastąpiła Rafę Beniteza.
Hiszpański szkoleniowiec nie zostawił po sobie na Bernabeu praktycznie żadnych ciepłych wspomnień. Pragmatyczna postawa drużyny poskutkowała trzecim miejscem w lidze i mimo niewielkiej straty do prowadzących Atletico i Barcelony pozostawiła niesmak i rozczarowanie Madridistas.
Klubowa ikona, jeden z największych futbolistów, nie tylko naszych czasów.
Gracz ponadczasowy, legenda i według wielu najlepszy zawodnik w historii futbolu.
Ale dosyć! Fakt, że jestem fanem talentu Zidane'a nie przesłania faktu, że Francuz będzie musiał swoją wielkość udowodnić na ławce.
Kiedy Carlo Ancelotti spytany o relacje w zespole odpowiedział: Kiedy Zizou mówi, piłkarze słuchają , od razu pojawiły się głosy, że były gracz Juventusu będzie miał za sobą zespół.
Jest to istotne, biorąc pod uwagę,że Benitez- jakby nie było- rodowity Madrytczyk- mimo zapewnień zawodników, nie miał kontroli nad drużyną, nad którą ewidentnie nie potrafił zapanować.
Teraz, gdy do szatni wchodzi klubowa ikona, która zapewniła dziewiąty Puchar Europy dla klubu (2002 roku na Hampden Park w Glasgow) i przyczyniła się, jako członek sztabu, do La Decimy, piłkarze poczują respekt i podziw.
Niewątpliwe na początku Zidane będzie miał nieco prościej niż konkurenci, bo jakby nie było przeciwko kilku zawodnikom Realu grał, a z niektórymi- jak Ramos- dzielił szatnię.
Autorytet bijący od czterdziestoczteroletniego Marsylczyka może się okazać kluczowy w opanowaniu rozbitego zespołu.
Pierwszą przeszkodą jest Deportivo La Coruna, które to zajmuje ósme miejsce w ligowej tabeli.
Grający ciekawą piłkę team z północy Hiszpanii w ostatnich trzydziestu meczach w stolicy wygrał tylko jedno spotkanie. Furorę robi Lucas Perez zdobywca dwunastu bramek w Primera Division wzbudzający podziw mediów chcących powołania snajpera do reprezentacji La Roja.
Real z kolei nie przegrał ostatnich dziewięciu spotkań przeciwko podopiecznym trenera Sancheza.
Szczególnie konfrontacje z Deportivo lubi Cristiano Ronaldo, który aż dziewięć goli (trzy hat-tricki) w ostatnich czterech sezonach przeciwko tej drużynie.

Jeżeli Zidane rozpocznie przygodę na ławce Realu od przekonującej wiktorii w dobrym stylu, to jego notowania będą rosły. Innej opcji kibice wicemistrzów Hiszpanii nie widzą.

5 sty 2016

Rozumu, szczęścia, spokoju i ....marazmu. Życzenia dla menedżerów Premier League. Przewidywania na drugą część sezonu.

Czas nieubłaganie płynie, pora więc na trzecią, ostatnią część mojego podsumowania Roku 2015 w Premier League. Będzie ona poświęcona przewidywaniom na kolejne miesiące. Co z tych przewidywań wyjdzie nie wiadomo, przekonamy się w maju, ale jednego możemy być pewni. W 2016 roku będzie tak samo ciekawie jak w zakończonym 2015.


1. Arsenal Londyn

Jak to w alfabecie bywa pierwszą literą jest "a". Dlatego też nie dziwi, że pierwszym zespołem na półmetku jest Arsenal. Trzeba powiedzieć, że dosyć niespodziewanie, ale na pewno zasłużenie.
Kanonierzy grali jesienią bardzo dobrze, nie zaliczali większych wpadek, po za tymi w Lidze Mistrzów, no i mieli tego genialnego Mesuta Ozila. Niemiec wszedł na wyżyny swoich możliwości.
Asystuje jak miło, a Olivier Giroud w końcu zaczął strzelać mnóstwo goli.
Jeżeli do tego dołożymy będącego w dobrej formie Walcotta i kontuzjowanych Cazorlę, Alexisa Sancheza i Coquelina, to wiemy że Arsenal wiosną powinien być jeszcze mocniejszy.
Jedyne czego możemy życzyć Wengerowi to spokoju. W Lidze Mistrzów z Barceloną można powalczyć, ale kluczowa jest liga, w której Arsenal stał się faworytem.
Możliwe, że po raz pierwszy od jedenastu lat tytuł powędruje do północnego Londynu.

Miejsce na koniec sezonu: 1


2. Leicester City


Historia nieprawdopodobna... Po odejściu Nigela Pearsona, który cudem uratował zespół przed spadkiem na King Power Stadium zawitał Claudio Ranieri i z drużyny walecznej, ale maksymalnie drugiej połowy tabeli, stworzył taką, która w Boxing Day była liderem Premier League.
W historii BPL tylko Liverpool prowadząc w święta nie zdobył tytułu. Zajął wtedy drugie miejsce.
Kluczowe będzie utrzymanie składu...Jeśli tylko Vardy i Mahrez zostaną w Leicester, "Lisy" skończą sezon na podium. Mistrzostwo wydaje się być jednak mało realnym scenariuszem.

Miejsce na koniec sezonu: 3


3.Manchester City


Podopieczni Pellegriniego wiedzą, że od nowego sezonu zmieni się trener. Pep Guardiola zawita na Etihad, więc powinni być jeszcze bardziej zmotywowani by pożegnać menedżera, z którym sięgali po tytuł w sezonie 2013/14. 
Gra Manchesteru nie zachwyca, szczególnie na wyjazdach. Głównym mankamentem zespołu jest obrona a bez Kompanego ciężko wyobrazić sobie drużynę . Taki scenariusz funkcjonował jesienią bardzo słabo. Wiosną "The Citizens" powinni grać lepiej, tym bardziej, że do pełnej sprawności fizycznej wróci Sergio Aguero, ale na mistrzostwo to nie wystarczy.

Po raz drugi z rzędu Manchester City zostanie wicemistrzem Anglii.

Miejsce na koniec sezonu: 2


4. Tottenham Hotspur



Patrząc na grę pozostałych zespołów w lidze od miejsca czwartego w dół na prawdę ciężko wyobrazić sobie by drużyna Mauricio Pochettino wypadła z czwórki.

Po niemrawym początku "Koguty" pozbierały się i zaczęły grać bardzo skutecznie.
Mając najlepszą  defensywę w lidze i Harry'ego Kane'a  z przodu Tottenham powinien zakończyć rozgrywki w najlepszej czwórce.
Argentyńskiemu menedżerowi trzeba życzyć marazmu... innych zespołów.
Wydaje się wielce prawdopodobne, że jedynym rywalem "Spurs" będzie Manchester United, ale w obecnej dyspozycji "Czerwone Diabły" mogą pomarzyć o tym, by przeskoczyć w tabeli zespół z północnego Londynu.

Miejsce na koniec sezonu: 4

5. Manchester United

Fani "Czerwonych Diabłów" pewnie życzą sobie zwolnienia Louisa van Gaala, ale ja życzę Manchesterowi mądrych transferów. Zaczęło się okienko, więc wypada zrobić porządek na Old Traaford. Tyle, że ten porządek robiono przez dwa lata, z mizernym skutkiem.
Van Gaal jednak po niezłym meczu z Chelsea i wygranej nad walijskim zespołem Alana Curtisa może spać spokojnie przez kilka tygodni.
Terminarz sprzyja Manchesterowi, ale moim zdaniem lepiej niż teraz nie będzie i United skończą sezon na piątym miejscu, co i tak trzeba uznać za sukces, przy marazmie Chelsea i Liverpoolu.

Miejsce na koniec sezonu: 5

6. West Ham United

Z całym szacunkiem dla Slavena Bilicia i jego zespołu dowodzonego przez Dimitri Payeta puchary to jeszcze nie poziom dla "Młotów". West Ham jest zespołem grającym zbyt nierówno i z całej sympatii dla drużyny z Upton Park, to jeszcze niejeden dołek przed nimi.
Są strasznie nieprzewidywalną ekipą, więc ciężko na prawdę przewidzieć gdzie wylądują na koniec sezonu. Moim zdaniem czołowa ósemka jest dla West Hamu jeszcze półkę za wysoko, ale w kolejnej kampanii,kto wie...

Miejsce na koniec sezonu: 9

7. Crystal Palace

Bardzo dobry trener. Niezły skład, bez większych gwiazd i konfliktów. Świetni kibice. To sprawia, że grę Crystal Palace ogląda się bardzo przyjemnie. Jednak ostatnie mecze pokazują, że piąta pozycja, na której przez niedługi okres czasu się znajdowali jest za wysoka.
Pardew może czarować, że "Orły" stać na puchary, ale z całą sympatią dla jego bądź co bądź wybitnej pracy na Selhurst Park to jeszcze nie czas na takie sukcesy.
Sytuacja nieco analogiczna do West Hamu.

Miejsce na koniec sezonu: 10

8. Liverpool

Po tym jak z klubem pożegnał się Brendan Rodgers, a na Anfield zawitał "Herr Klopp" wszyscy myśleli, że "The Reds" wracają na dobre tory. Niemiec po niezłym początku z każdym meczem słabł.
Teraz Liverpool znów mknie po nierównej drodze, która prowadzi ich od zwycięstwa do porażki i na odwrót.
Perspektywa braku pucharów dla zespołu z miasta Beatlesów nie jest nierealna, ale wydaje się, że mimo wszystko do Ligi Europy Liverpool się zakwalifikuje. Ale nie drogą ligową, poprzez triumf w rozgrywkach Capital One Cup.

Miejsce na koniec sezonu: 7

9. Watford

Kapitalny przykład pracy i zaangażowania piłkarzy i trenera. Rewelacyjny beniaminek z Vicarage Road świetnie spisuje się w Premier League. Podczas poprzednich przygód z najwyższą klasą rozgrywkową, "Szerszenie" po roku opuszczały elitę. Teraz raczej im to nie grozi. Kluczowe będzie utrzymanie pary napastników Deeney-Ighalo, jeśli Sanchezowi Floresowi się to uda to byt Watfordu jest niemal pewny.

Miejsce na koniec sezonu: 13

10. Stoke City


Ciekawie budowany zespół Marka Hughesa potrafi zachwycać w starciach z wielkimi drużynami, by skompromitować się z teoretycznie słabszymi. Gracze tacy jak Arnautovic,Shaqiri, czy serce zespołu Shawcross są ograni w elicie, nie tylko w Anglii.

Reasumując drużyna zdecydowanie za mocna na spadek z Premier League, ale i za słaba na europejskie puchary. Taki typowy ligowy przeciętny zespół.

Miejsce na koniec sezonu: 11

11. Everton

Zespół zagadka, na prawdę ciężko wyjaśnić jak można grać tak nierówno jak "The Toffes".
Kilka na prawdę spektakularnych meczów, jak z Chelsea, czy Sunderlandem, a także kilka klap jak chociażby ta ze Stoke, mimo dobrej gry.
Ciężko wyobrazić sobie inny scenariusz niż lepsza gra Evertonu, który jest jednym z najbardziej nierówno grających zespołów w Anglii.
Potencjał, szczególnie w ofensywie jest olbrzymi, gorzej z tyłu, ale powiedzmy, że z tym i tak Roberto Martinez nie radzi sobie najgorzej.

Miejsce na koniec sezonu: 8

12. West Bromwich Albion

Tony Pulis potrafi utrzymywać zespoły w Premier League. Takim kolejnym zespołem jest West Brom, którego do niedawna największa gwiazda Saido Berahino odejdzie z klubu już niebawem.
Problemem piłkarzy z The Hawthors jest ofensywa. Tylko Aston Villa i Swansea strzeliły mniej goli od WBA.
Przed spadkiem powinni się obronić, bo jest kilka gorszych drużyn, ale fajerwerków nie należy się spodziewać.

Miejsce na koniec sezonu: 14

13. Southampton

Dziwny przypadek. Z klubu, który pukał do pucharów stał się przeciętnym, grającym w kratkę.
Prosty przykład: po wygranej 4-0 z Arsenalem przyszła porażka z West Hamem, a potem kolejna z Norwich. Zawodzi kilku piłkarzy, na czele z obrońcami. Nieźle prezentujący się Mane nie jest efektywny, ale mimo to zimą może opuścić klub. Wiosną nie powinno się wiele zmienić na St.Mary's Stadium. Jedno z rozczarowań pierwszej części sezonu.

Miejsce na koniec sezonu: 12

14. Chelsea


Po odejściu ze stanowiska Jose Mourinho na SB wszyscy nastały lepsze czasy, a za kadencji Hiddinka jeszcze nie ponieśli porażki. Jeżeli Chelsea wskoczy na odpowiednie tory, chociażby takie jak w niedzielę w derbach z Palace to możliwy jest awans do pucharów. Formę powoli odzyskuje Costa, a Hazard i Fabregas mogą odpalić w każdej chwili. Na promocję do Ligi Mistrzów szanse są niewielkie.


Miejsce na koniec sezonu: 6

15. Norwich City


Beniaminek znajduje się sześć punktów nad strefą spadkową, ale wydaje się, że o ligowy byt będzie niezwykle trudno. "Kanarki" nie punktują w meczach z czołówką (wyjątek mecz na Old Traaford), a w spotkaniach z zespołami z drugiej połowy tabeli radzą sobie średnio. Drużyna trenera Neila, który ma spore aspiracje gra futbol dosyć prymitywny, oparty na wysokich zawodnikach, do których zagrywane są piłki. Norwich do końca sezonu będzie grało dokładnie tak samo, co według mnie przyniesie im powrót do Championship po zaledwie roku  w elicie.


Miejsce na koniec sezonu: 18

16. Bournemouth


"Wisienki" Eddiego Howe'a przeżywają swój pierwszy sezon w Premier League. Początek miały znakomity, ale gdy kontuzji doznał Callum Wilson to, szczególnie z przodu, drużyna cierpi.

Artur Boruc w drugiej połowie sezonu będzie miał ręce pełne roboty, a Bournemouth do końca będzie drżało o ligowy byt, który mimo wszystko powinno sobie zapewnić.

Miejsce na koniec sezonu: 15

17. Swansea City


Fatalna postawa "Łabędzi" przełożyła się na odejście z zespołu Garry'ego Monka. Grając pod wodzą Alana Curtisa zespół prezentuje się nieco lepiej. Do optymizmu nie napawa jednak fatalna gra w ofensywie. Problem, z którym w tym sezonie zmaga się także Southampton. Tyle, że w ekipie "Świętych" Graziano Pelle "coś strzela", a w Swansea Bafetimbi Gomis niekoniecznie.

Moim zdaniem Łukasz Fabiański i koledzy zachowają miejsce w elicie, ale Polak nie będzie miał łatwo.

Miejsce na koniec sezonu: 16

18. Newcastle United


Bardzo trudny przypadek. Steve McClaren ma dobry zespół, zespół bardzo drogi, z na prawdę niezłymi zawodnikami, który gra tak katastrofalnie. Ten sezon przypomina poprzedni, tyle że wtedy "Sroki" nie grały aż tak tragicznie. Jedna trzecia goli dla zespołu padła w meczu z Norwich (6-2), co nie najlepiej świadczy o sprowadzonym za duże pieniądze Mitroviciu. Walka, walka i jeszcze raz walka, która nie wiadomo jak się skończy.


Miejsce na koniec sezonu: 17

19. Sunderland


Zespół opierający się na doświadczonym Jermainie Defoe nie gra dobrze. Gra źle, a nawet gorzej.

Sam Allardyce nie zmienił dużo po Dicku Advoocacie, a wiara na Stadium of Light jest bardzo niewielka. Szanse na utrzymanie dla "Czarnych Kotów" są iluzoryczne.
Nawet jak Sunderland zagra niezły mecz, to rywal i tak strzeli gola, podczas gdy oni nie zdobędą ani jednej bramki.

Miejsce na koniec sezonu: 19

20. Aston Villa


Jeden z najbardziej zasłużonych klubów w Anglii w tym sezonie pożegna się z elitą. Sytuacja Villi jest katastrofalna, a do bezpiecznego miejsca piłkarze Remi Garde'a tracą aż dwanaście punktów.

Ciężko powiedzieć co nie funkcjonuje w zespole z Villa Park, bo ciężko znaleźć jeden dobry punkt tej drużyny. Transfery nie trafione, gra fatalna i tylko jedno zwycięstwo w dwudziestu meczach...
Płakać się chce jak się spojrzy na to, co dzieje się z Aston Villą.

Miejsce na koniec sezonu: 20

30 gru 2015

TOP 15 : Letnie transfery 2015 w angielskiej Premier League

W drugiej części mojego podsumowania 2015 roku w angielskiej Premier League pozwoliłem sobie przygotować ranking najlepszych transferów dokonanych latem bieżącego roku.

Wybór jest subiektywny, a wiele nazwisk  może budzić kontrowersje.
Jednak piłka nożna jest jedną wielką polemiką wobec tego zaczynajmy...


15.Allan Nyom (Watford) 19 meczów 0 goli , kwota transferu : 2,8 mln funtów z Granady


Pewnie dla "niedzielnego" kibica angielskiej piłki to nazwisko mówi niewiele.
Kameruński prawy obrońca był wyróżniającym się zawodnikiem beniaminka, a dzięki dobrej grze Nyoma (na zdjęciu w żółtej koszulce), "Szerszenie" straciły zaledwie dwadzieścia goli.
Kapitalnie przygotowany fizycznie, zdecydowanie jeden z najlepszych obrońców, którzy latem trafili na Wyspy. Afrykanin był stosunkowo tani, ponieważ Watford zapłacił hiszpańskiej Granadzie tylko 2,8 mln funtów.


14.James Milner (Liverpool) 15 meczów 2 gole, kwota transferu: wolny transfer z Manchesteru City

James Milner (w środku) kapitalnie spisuje się na Anfield
Zawodnik, który nigdy nie odstawia nogi, a na boisku walczy do upadłego. Kochany przez kibiców wszędzie gdzie grał. Wydawało się, że po odejściu z City będzie powalił odcinał kupony od swojej kariery... Nic z tych rzeczy! Kiedy kontuzjowany był Jordan Henderson, kapitan Liverpoolu, zastępujący go Milner nie tylko grał w pierwszym składzie, ale przejął po nim opaskę kapitańską.
W słabo grającym zespole Rodgersa wybijająca się postać. U Kloppa odnalazł się tak samo dobrze i z powodzeniem walczy o pierwszy skład na Anfield Road.

13. Georginio Wijnaldum (Newcastle United) 19 meczów 7 goli, kwota transferu: 14 mln funtów z  PSV Eindhoven


Georginio Wijnaldum- bezsprzecznie najlepszy zawodnik beznadziejnego jesienią Newcastle

Wybór może dziwić. Jak to? Gracz "Srok" w rankingu najlepszych? A no tak...
Holender był jedynym graczem Newcastle, którego grę jesienią dało się oglądać. Mało tego! 
Pięć goli strzelone Norwich robi wrażenie, tym bardziej że były piłkarz PSV Eindhoven jest środkowym pomocnikiem.

Nawet jeśli Newcastle nie zachowa miejsca w Premier League i spadnie do Championship, to dla Wijnalduma znajdzie się miejsce w najwyższej klasie rozgrywkowej. Może nawet w jednym z czołowych zespołów.

12. Christian Fuchs (Leicester City) 12 meczów 0 goli, kwota transferu: za darmo z Schalke 04

Aż dziw bierze, że tak solidnego obrońcę (w dodatku lewego! Towar deficytowy!) bez walki oddali działacze z Gelsenkirchen. Fuchs po za świetnymi występami w reprezentacji Austrii, dobrze poczynał sobie na King Power Stadium. 
Może i znajdziemy w Premier League kilku lepszych, bardziej efektownych zawodników, którzy trafili do Anglii latem, ale o tak solidnego jak Austriak trudno.
Szczególnie w pamięci zostanie świetna asysta z Manchesterem United, kiedy uruchomił Vardy'ego i dał mu pobić rekord van Nistelrooya.

11.Nicolas Otamendi (Manchester City) 12 meczów, 1 gol, kwota transferu: 39 mln funtów z Valencii
Walka z Otamendim nie jest rzeczą, którą lubią napastnicy. "The Rock" jest bezkompromisowy, na zdjęciu w walce z Anthonym Martialem.

To, że Argentyńczyk jest dobrym obrońcą wie chyba każdy, kto choć trochę zna się na piłce.
Od pierwszego spotkania w barwach "The Citizens" udowodnił, że do Anglii pasuje jak ulał.
Twardy niczym skała, w parze z Kompanym nie do przejścia. Kiedy Belg złapał kontuzję gorzej radził sobie do spółki z Mangalą, czy Demichellisem, ale to kwestia zgrania.
Otamendi zagrał dobrą jesień. Nie ustrzegł się kilku błędów, ale nie myli się ten, co nic nie robi.
Wiosną powinien być jednym z najlepszych stoperów w Premier League, a jego potencjał jest olbrzymi.

10.Andre Ayew (Swansea City) 18 meczów, 6 goli, kwota transferu: za darmo z Ol.Marsylia

Syn słynnego Abediego "Pele" to wyróżniająca się postać słabiutkiego jesienią Swansea.
Kolega z zespołu Łukasza Fabiańskiego grał kilka poziomów powyżej reszty drużyny.
Ayew trafił do Premier League w jednym czasie ze swoim bratem Jordanem, problem w tym,że on robi karierę w Swansea, a jego brat gra bardzo przeciętnie w równie zawodzącej Aston Vilii.
Gdyby inni spisywali się tak jak reprezentant Ghany, "Łabędzie" liczyły by się w walce o europejskie puchary, a nie broniły się przed spadkiem. Świetny technicznie, a do tego skuteczny to tylko dwie z wielu dobrych i użytecznych cech.
Sportowo awansował. Marsylia musi pluć sobie w brodę, że nie udało się go zatrzymać na Velodrome, czego dowodem jest kulawa ofensywa Francuzów.

9. Toby Alderweireld (Tottenham Hotspur) 19 meczów, 2 gole, kwota transferu: 11,2 mln funtów z Southampton

Alderwiereld przez pół roku na White Hart Lane popełnił jeden poważny błąd...po za tym grał świetnie.















Bardzo dobry zawodnik, który przez kilka lat tułał się pomiędzy Anglią, a Hiszpanią. Kompletnie nieudany pobyt w Atletico Madryt zrekompensował sobie świetnym sezonem 2014/15 w barwach Southampton. Nie zostało to bez komentarza. Szefowie Tottenhamu i Pochettino zażyczyli sobie tego gracza i był to strzał w dziesiątkę.
Jak dawniej w Ajaxie, tak i teraz tworzy parę stoperów ze swoim rodakiem Verthongenem.
Imponuje umiejętnością antycypacji i ustawieniem na boisku. Groźny przy stałych fragmentach gry, potrafi zdobyć bramkę tak jak w starciu z Manchesterem City.

8.Anthony Martial (Manchester United) 14 meczów, 4 gole, kwota transferowa: 55 mln funtów z AS Monaco
Całkowicie zasłużone wyróżnienie: Anthony Martial- Player of the month.
Jeżeli Franuz ustabilizuje formę i dobrze będzie kierował swoją karierą zajdzie na prawdę daleko.

Okej, w przeciągu całego półrocza w Premier League znajdziemy takich piłkarzy kilkunastu. Ale to, co robił Martial z obrońcami rywali zaraz po przyjściu na Old Traaford było niesamowite.
Potencjałem dorównuje Cristiano Ronaldo, ale czy sprosta oczekiwaniom?
Po kosmicznym wrześniu, dobrym październiku zagrał słaby listopad i bardzo mocno przeciętny grudzień. Pewnie piłkarze, którzy znajdują się w tym rankingu za Francuzem grali lepiej, stabilniej pewniej w "First Round" , ale nie zmienia to faktu, że dobrze prowadzony Martial osiągnie wiele.
Ma olbrzymie możliwości, a runda wiosenna może być jeszcze lepsza niż jesienna.

7. Petr Cech (Arsenal Londyn) 19 meczów, 0 goli , kwota transferowa: 9,8 mln funtów z Chelsea

Wreszcie Arsenal doczekał się pewnego, spokojnego, wyważonego golkipera.
Początki czeskiego bramkarza (na zdjęciu po lewo) na Emirates Stadium były dramatyczne. Derby z West Hamem obwiniają go w stu procentach. Arsenal miał jesienią czwartą defensywę w Premier League i to głównie dzięki Petrowi Cechowi zajmuje miejsce w czubie tabeli i może realnie myśleć o Mistrzostwie Anglii.
Przy okazji warto dodać, że wczoraj pobił rekord Davida Jamesa i ma obecnie 170 meczów w Premier League zakończonych z czystym kontem.

6. Yohan Cabaye (Crystal Palace) 18 meczów, 5 goli, kwota transferowa: 9,7 mln funtów z PSG

Yohan Cabaye
Generał, dowódca, pierwszy minister w drugiej linii rewelacyjnych "Orłów" z Selhurst Park.
Alan Pardew zrobił świetny interes sprowadzając Cabaye'a do Anglii, swojego ulubieńca jeszcze z czasów gry w Newcastle.
Genialnie rozgrywa piłkę, potrafi uderzyć z dystansu, zaliczyć asystę, zagrać niekonwencjonalną piłkę. Na prawdę ciężko znaleźć choć jedną wadę Francuza.
Zdecydowanie najlepszy piłkarz Palace, dzięki któremu "Orły" są na miejscu gwarantującym puchary.

5. Morgan Scheneiderlin (Manchester United) 13 meczów, 1 gol, kwota transferowa: 24 mln funtów z Southampton


Morgan Scheniderlin ( w czerwonej koszulce)

Franuski defensywny pomocnik od pierwszego meczu w barwach "Czerwonych Diabłów" udowodnił, że nie jest piłkarzem z przypadku. Na Old Traaford emanuje pewnością, jest talizmanem Manchesteru. Po poprzednim, wszakże genialnym, sezonie w zespole "Świętych", zdecydował się na krok do przodu. Chyba nie spodziewał się, że z miejsca stanie się tak ważnym elementem układanki van Gaala.

Kiedy Schneiderlina brakowało w drużynie panował chaos. Wydano na niego mnóstwo pieniędzy, ale gra o niebo lepiej niż inny letni transfer - Schweinsteiger. 
Na Euro 2016 to on będzie decydował o grze Francuzów w środku pola. W zespole "Tricolores" zawodnik bezcenny.



4. Raheem Sterling (Manchester City) 18 meczów, 5 goli, kwota transferowa: 43,75 mln funtów z Liverpoolu
Sterling prezentuje się wybornie, może być jedną z gwiazd przyszłorocznych Mistrzostw Europy

Sterling jest materiałem na gwiazdę. Kto jak nie on ma pociągnąć angielski futbol w kolejnych latach.
Jest nadzieją kibiców "Synów Albionu" na lepsze jutro, na koniec upokorzeń na wielkich imprezach.
Już w Liverpoolu udowodnił, że ma ponad przeciętne umiejętności. Teraz w City z każdym meczem gra coraz lepiej, a komentatorzy zapominają o fortunie wydanej na młodego zawodnika.
Szybki niczym strzała, z dobrym strzałem i dryblingiem. Przyszłość należy do niego, a i w teraźniejszości jest zawodnikiem wyróżniającym się.

3. Dimitri Payet (West Ham United) 12 meczów, 5 goli, kwota transferowa: 10,5 mln funtów z Ol.Marsylia
Dimitri Payet do momentu kontuzji był najlepszym graczem BPL. Od listopada z powodu kontuzji kolana pauzuje przez trzy miesiące.

Kolejny przykład zawodnika, którego Marsylia się pozbyła i na tym cierpi. Co prawda Payet sam chciał odejść ze Stade Velodrome, ale sprzedanie go za nieco ponad dziesięć milionów euro było jak wyprzedaż, na której korzysta West Ham. Piłkarz, który przed laty zdobywał mistrzostwo Francji z Lille w Premier League zachwyca od początku sezonu. Do czasu kontuzji najlepszy piłkarz ligi. Świetnie asystujący, z dobrym uderzeniem, a do tego bramkostrzelny.
Problemem Payeta jest wiek. Lata robią swoje, a wkrótce Dimitri będzie obchodził swoje 29. urodziny, więc po Mistrzostwach Europy może być ostatnia okazja by odejść do wielkiego klubu, bo nic nie ujmując "Młotom", to z nimi może zająć miejsce siódme, co najwyżej szóste w lidze, nie dające premii w postaci awansu do europejskich pucharów.

2. Xherdan Shaqiri (Stoke City) 15 meczów, 2 gole, kwota transferowa: 10 mln funtów z Interu Mediolan
Shaqiri (nr.22) w walce z Victorem Wanyama z Southampton

W Anglii się odrodził. W Bayernie był jedynie rezerwowym, zmiennikiem Robbena, którego w ówczesnej formie nie dało się wygryźć ze składu. W Interze grał poniżej oczekiwań, ale przybył do zespołu będącego w przebudowie. Stoke jest stworzone dla Shaqiriego, tak jak Shaqiri dla Stoke.
Patrząc na liczby to wydaje się, że Szwajcar jest transferem przeciętnym i mocno przepłaconym, ale tak nie jest. To, ile daje on "The Potters" jest niesamowite. W ataku nie do zatrzymania. Z Arnautoviciem tworzy duet doskonały. Może dlatego, że obaj długo nie mogli sobie znaleźć miejsca w profesjonalnej piłce. Jeden z najlepiej wyszkolonych piłkarzy w lidze, bez wątpienia najlepszy zawodnik "Garncarzy" jesienią. Największa niespodzianka ligi.

1. Kevin De Bruyne (Manchester City) 18 meczów, 5 goli, kwota transferowa: 55 mln funtów z VFL Wolfsburg 


Kevin De Bruyne i Raheem Sterling , czyli duet skrzydłowych Manchesteru City, prawdopodobnie najlepszy taki duet w lidze.

Wybór może nieco kontrowersyjny. Osobiście uważam, że zarówno Payet jak i Shaqiri byli lepszymi transferami, ale gra żadnego z nich nie przełożyła się tak bezpośrednio na grę zespołu jak Belga.
Najdroższy zawodnik w historii Manchesteru City i do spółki z Martialem najdroższy zawodnik okienka transferowego.
Różnica między nim, a Francuzem jest diametralna. Po tym jak kilka lat temu nie przebił się do składu "The Blues" przeszedł do Wolfsburga. Pod okiem Dietera Heckinga stał się dojrzałym zawodnikiem, który asystował i strzelał tak regularnie, że zgłosił się po niego Manchester.
Ile jakości straciły "Wilki" niech świadczy ich siódme miejsce w obecnym sezonie Bundesligi.
To nie jest jednak problem "The Citizens", którzy w tym roku byli niekwestionowanymi królami polowania latem. De Bruyne gra bardzo równo, strzela bramki i ma olbrzymi wpływ na grę Manchesteru.
Obok duetu z Leicester - Vardy i Mahrez- i Mesuta Ozila najlepszy zawodnik w lidze jesienią.




Wszystkie zdjęcia : skysports.com