30 lip 2014

K(L)ASA ŚWIATOWA

Co za mecz! 
Legioniści nie dali szans Celtom, którzy całą drugą połowę grali w dziesiątkę. Mimo, że to goście otworzyli wynik spotkania to Mistrzowie Polski byli o klasę lepsi od rywala. Swój kolejny fantastyczny mecz zagrał Miro Radović dwukrotnie pokonując Forstera. Po przerwie Legia miała mnóstwo okazji. Nie wykorzystane szanse Żyry, a przede wszystkim....... dwa karne Vrdoljaka mogły jeszcze bardziej upokorzyć renomowanych wyspiarzy. Po główce Żyry i bramce rezerwowego Koseckiego Legia zwyciężyła 4-1.
Mało kto wierzył w taki wynik. Gospodarze wykorzystali fatalną dyspozycję gości i na dobrą sprawę mogli wygrać różnicą pięciu lub nawet sześciu bramek!
O rewanż można raczej być spokojnym. Piłkarze Henninga Berga muszą zagrać podobnie co w dzisiejszym meczu. Uważnie w obronie i odważnie w ofensywie. Jeśli zdobędą choć jednego gola pogrzebią i tak nikłe szanse graczy Ronnego Deili na awans do play-offów.
Jutro mecze w lidze europy, a więc kolejna dawka emocji.
Coś czuje, że to będzie "polski" tydzień w Europie!

Nie taki Celtic straszny jak go malują

Dziś pierwsze starcie mistrza Polski w trzeciej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów.
Warszawianie po pokonaniu półamatorów z St.Patrick's odbili się od dna. W lidze odrobili straty w meczu z Cracovią i zwyciężyli przy Kałuży.
Jednak to spotkanie z Celtikiem odda prawdziwą wartość drużyny prowadzonej przez Henninga Berga.
Rywale są faworytami, ale paradoksalnie to może tylko pomóc graczom ze stolicy Polski.
Mimo, że podopieczni Ronnego Deili od lat (po karnym zdegradowaniu Rangersów) dominują w Scottish Premier League, to właśnie brak konkurenta na krajowym podwórku jest dla Celtów nie lada problemem.
Ostatnio przekonał się o tym były trener Neil Lennon, który po wywalczeniu czwartego tytułu mistrzowskiego zrezygnował z prowadzenia drużyny z powodu...... brak konkurencji w lidze.
Drużyna z Glasgow regularnie kwalifikuje się do fazy grupowej CL, ale zazwyczaj odpada już po fazie grupowej. Wyjątkiem jest sezon 2012/13, kiedy Celtic wyszedł z grupy i w 1/8 finału przepadł w starciu z Juventusem. 
Dziś drużyna z Celtic Park nie ma w swoim składzie wielkich gwiazd. Wyróżniającym zawodnikiem jest bramkarz Fraser Forster, który pojechał z reprezentacją Anglii na mundial w Brazylii. Atutem Szkotów jest solidna obrona z reprezentantami swoich krajów - Ambrose ( Nigeria) i Izaguirre (Honduras).
Tuż przed zakończeniem sezonu Celtowie stracili jedyną gwiazdę europejskiego formatu, którą mieli w swoich szeregach. Mowa oczywiście o napastniku z Grecji- Giorgiosie Samarasie.
Piłkarz z Hellady nie przedłużył wygasającego kontraktu i został wolnym zawodnikiem.
Jednak to by było na tyle. W zespole prowadzonym przez Delię brakuje rozpoznawalnych graczy.
Choćby takich, których miał do dyspozycji kilka lat temu Gordon Strachan. Wtedy mówiło się o "Bandzie z Glasgow" czy o "The Boys". Stara gwardia w składzie z Arturem Borucem, Maciejem Żurawskim czy Shunsuke Nakamurą potrafiła walczyć jak równy z równym z takimi potęgami jak włoski Milan.
Teraz ciężko sobie to wyobrazić.......
Mam wrażenie, że po losowaniu kibice Legii się nieco wystraszyli. Pytanie, czego?
Szkoci straszą samą nazwą, a po dawnej potędze nie ma już śladu. Celtic jest w zasięgu Legii i byłbym bardzo zaskoczony, gdyby Warszawianie przegrali gładko oba meczu. Właśnie w tym momencie drużyna trenera Berga może pokusić się o sprawienie niespodzianki. Jak powiada przysłowie "Na dwoje babka wróżyła", ale zostawiając "babkę" w spokoju sądzę że Legia pokona dzisiaj Celtic.
Kluczowe będą pierwsze minuty. Celtic będzie prowadził grę, ale gospodarze spotkania, które odbędzie się przy Łazienkowskiej powinni zagrać agresywnie i wykorzystywać swoje szanse. Bo tych z pewnością nie będzie zbyt dużo.

Transmisja: TVP1 , 20:45

22 lip 2014

Transferowy szał

 Wakacje to nie tylko czas wypoczynku. Prezesi i działacze klubów głowią się nad tym kogo sprowadzić do zespołów. Mimo, że jeszcze nie mamy połowy okienka transferowego, to dokonało się już kilka spektakularnych transferów. W momencie pisania tego artykułu gwiazdka mundialu, James Rodriguez, jest prezentowany jako nowy "Galactico" w Realu Madryt. Suma transferu wynosi około 80 milionów euro! Jest to wydatek wręcz astronomiczny. Florentino Perez przyzwyczaił nas już do takich transferów. Gareth Bale, Cristiano Ronaldo, Kaka, czy wcześniej David Beckham, Zinedine Zidane, Luis Figo i inni z "pierwszej ery" ekscentrycznego prezesa w ekipie "Królewskich".
Nie ma wątpliwości, że od początku sezonu wymagania wobec "Hamesa"  będą ogromne. Cóż, cena zobowiązuje...
Podobnie rzecz ma się w przypadku Luisa Suareza. Popularny "El Pistolero" przechodzi do największego rywala Realu - Barcelony. Urugwajczyk przez cztery miesiące będzie odbywał karę za ugryzienie Giorgio Chielliniego podczas mundialu. Nie przeszkodziło to włodarzom katalońskiego wyłożyć 88 milionów funtów na byłego snajpera Liverpoolu.
Jakby tego było mało obaj hiszpańscy potentaci wzmocnili się kolejnymi zawodnikami. Toni Kroos, za 25 milionów euro zasilił Real Madryt, a Marc-Andre Ter Stegen , Claudio Bravo, a przede wszystkim chorwacki rozgrywający Ivan Rakitić podpisali kontrakty z "Azulgraną". Z zespołu "Dumy Katalonii" odeszło także dwóch uznanych graczy.
Chilijczyk Alexis Sanchez został pozyskany przez londyński Arsenal, a Cesc Fabregas przez inny klub ze stolicy Anglii- Chelsea. Podopiecznym Jose Mourinho udało się sprowadzić Diego Costę z Atletico Madryt. Także z tego klubu, z wypożyczenia, powrócił Belg Thibaut Courtois, a oprócz niego brazylijski lewy obrońca Filipe Luis. Były gracz Deportivo ma zastąpić Ashleya Cole'a. 107-krotny reprezentant Anglii na zasadzie wolnego transferu przeszedł do włoskiej AS Romy. Podobnie uczyniła inna legenda "The Blues" Frank Lampard, który rozwiązał kontrakt z zespołem ze Stamford Bridge. Rywale Chelsea też nie próżnują!
Manchester United zakupili Luke'a Shawa z Southampton. Uważany jest on za wielki talent. Podobnie jak defensywny pomocnik rodem z Hiszpanii. To Ander Herrera, który przyszedł z Athleticu Bilbao. Z klubu odeszło trzech doświadczonych obrońców: Patrice Evra do Juventusu, Rio Ferdinand do QPR, a wieloletni kapitan zespołu klubu Nemanja Vidić do Interu Mediolan.
Robert Lewandowski to nasz swoisty bohater tego okna. Zawodnikiem Bayernu Monachium jest od 1 lipca, a zaledwie kilka dni później ubył mu konkurent. Mario Mandzukic za 22 miliony euro został następcą wcześniej wspomnianego Diego Costy w Atletico Madryt.
Z kolei następcą "Lewego" w BVB zostanie Ciro Immobile. Król strzelców poprzedniego sezonu włoskiej Serie A kosztował 25 milionów euro.
Najmniej dzieje się we Włoszech. Do dzisiaj tylko dwa głośne transfery pojawiły się nad Półwyspem Apenińskim. Alvaro Morata, który był tylko rezerwowym w Realu Madryt za 20 milinów euro zasilił szeregi "Starej Damy" z Turynu. Będący w kryzysie Milan zatrudnił niezadowolonego ze swojej pozycji w PSG Jeremy'ego Meneza.
Jeden z najdroższych transferów lata został dokonany nieco w cieniu pozostałych. Jest to spowodowane tym, że jego bohater jest obrońcą. Mowa o Davidzie Luizie. Brazylijczyk za 50 milionów euro z Chelsea przeszedł do Paris Saint-Germain.

To dopiero początek. Jeszcze kilka gorących nazwisk na rynku może zmienić klubowe barwy.
Bramkarze Keylor Navas, David Ospina, Guillermo Ochoa. Obrońcy Daley Blind i Bruno Martins Indi. To tylko wierzchołek góry lodowej, a właściwie transferowej.
Do 31 sierpnia będziemy śledzić poczynania na rynku transferowym.
Jednego można być pewnym. Będzie gorąco tego lata!

13 lip 2014

Jedyny puchar.

Jeden puchar, który jest obsesją wszystkich. 32 zespoły co 4 lata stają do walki o najważniejsze trofeum w piłce nożnej. Dziś, 13 lipca 2014 roku, kiedy na placu boju pozostały już tylko dwa najlepsze zespoły nie ma miejsca na błąd. Oba kraje, Niemcy i Argentyna, są bardzo blisko, ale wciąż daleko od upragnionego pucharu. "Albicelestes" po raz piąty zagrają w finale mundialu. Zwyciężyli dwukrotnie- w 1978 i 1986 roku . Z kolei drużyna naszych zachodnich sąsiadów już po raz ósmy zmierzą się w meczu o złoto. Wygrali trzy razy ( 1954,1974,1990). Dzisiejsze spotkanie będzie ich trzecim meczem w finale mistrzostw. To jedyna taka para w historii. W poprzednich dwóch finałach po razie zwyciężyły oba zespoły. W 1986 roku na mistrzostwach świata w Meksyku, Argentyna pokonała Europejczyków 3-2. Cztery lata później lepsi okazali się Niemcy, którzy po bramce Andreasa Brehme z rzutu karnego zdobyli swój trzeci puchar świata.
Oba zespoły na boiskach w Brazylii przeżywały wzloty i upadki. Niemcy niemiłosiernie męczyli się w pierwszym meczu fazy pucharowej z Algierią. Bramki strzelili dopiero w dogrywce, a od katastrofy uratował ich fenomenalnie broniący Neuer. Podopieczni Loewa na mundialu zagrali dwa wybitne spotkania- z Portugalią i Brazylią. W pierwszym z nich zwyciężyli 4-0, pozbawiając Cristiano Ronaldo i spółkę złudzeń. Jednak to co zdarzyło się w meczu półfinałowym przeszło wszelkie oczekiwania. Gospodarze turnieju przekonali się jak brutalna i bezwzględna jest piłka nożna. Przegrali z kretesem 1-7. Brazylijczycy po drugim golu byli bardzo zdekoncentrowani i skonsternowani tym co się stało. Ekipa "die Mannschaft" bezlitośnie wykorzystała błędy Canarinhos.
Zupełnie inną drogę do finału przebyła drużyna Alejandro Sabelli.
Bez fajerwerków wygrała dość przeciętną grupę. W fazie pucharowej błysnęli Di Maria, a także Higuain, dając awans do półfinału. W nim doszło do rzutów karnych. Holendrzy dwukrotnie przegrywali pojedynki z Romero. Południowcy byli bezbłędni i to oni awansowali do wielkiego finału.
Gdyby rozkładać grę obu zespołów na czynniki pierwsze to faworytem wydają się być Niemcy.
Świetnie zgrani ( reprezentacja oparta na sześciu lub niekiedy siedmiu graczach Bayernu Monachium), tworzący wybuchową mieszankę młodości z doświadczeniem. Notorycznie zawodząca ekipa przeżywa swój najlepszy turniej od dawna. Toni Kroos jest liderem z prawdziwego zdarzenia. Defensywą kieruje elegancko grający Hummels. Ostatnią ostoją zespołu jest wcześniej wspomniany Neuer.
Niemcy nie są jednak zespołem bez wad. Największą zagadką pozostaje lewy obrońca Europejczyków- Benedikt Hoewedes. Kapitan Schalke 04 Gelsenkirchen do tej pory grał solidnie, ale też nie miał zbyt wymagających rywali przeciwko sobie. Mało zwrotny Boateng może przegrywać pojedynki z szybkimi napastnikami Argentyny.
Ci mają po swojej stronie Lionela Messiego, który w każdej chwili jest w stanie zmienić wynik meczu. W półfinale gracz Barcelony został skutecznie zneutralizowany przez Nigela de Jonga. Dziś podobne zadanie dostanie od Loewa Sami Khedira.
Co ciekawe oba zespoły mierzyły się w poprzednich dwóch edycjach mistrzostw świata. Na mundialu w Republice Południowej Afryki w meczu ćwierćfinałowym Niemcy brutalnie rozprawili się z zespołem prowadzonym wówczas przez Diego Maradonę. 4-0 było najmniejszym wymiarem kary. Osiem lat temu na mundialu.... w Niemczech, także w 1/4 finału wygrali gospodarze tamtego turnieju, mimo że po golu Ayali przegrywali 0-1. Wyrównał Miroslav Klose, a w rzutach karnych Jens Lehmann zatrzymał wspomnianego Ayalę i Estebana Cambiasso.
Wątków historycznych więc nie brakuje.
To spotkanie będzie jednak wyjątkowe. Dziesiąty finał pomiędzy zespołami z Europy i Ameryki Południowej. Wagę spotkania pokazuje tytuł sobotniego wydania "Przeglądu Sportowego" .
"Jeden puchar, by wszystkimi rządzić". Ten mecz będzie krwawą wojną. Oba teamy będą walczyć "na śmierć i życie".
Jak powiedział jeden z najwybitniejszych trenerów futbolu : "Finałów się nie gra, finały się wygrywa".
Jedno jest pewne ten mecz będziemy wspominać długo, jako jeden z najlepszych w historii mistrzostw świata. O 21 czasu polskiego świat wstrzyma oddech. W centrum świata będzie Rio de Janeiro. Najważniejszym miejscem na Ziemi legendarna Maracana, czyli Estadio Mario Filho.
Początek transmisji od 20:25 w TVP1

10 lip 2014

Holenderskie Bezkrulewie





Bohater Argentyny - Sergio Romero
I prawie wszystko jasne. W finale z Niemcami zmierzą się Argentyńczycy. Czy jednak stało by się tak, gdyby Louis van Gaal "trzymał" sobie w zapasie jedną zmianę na wprowadzenie Tima Krula?
Golkiper Newcastle, który w ćwierćfinale obronił dwa rzuty karne stał się bohaterem narodowym w Holandii. Jasper Cillessen, podstawowy bramkarz "Oranje", nigdy nie obronił w swojej karierze "jedenastki". Nie inaczej było wczoraj. Tylko przy strzale Maxi Rodriugueza wyczuł intencje strzelca i  "rzucił" się w odpowiednią stronę. Futbolówka prześlizgnęła się mu po rękach, ale po chwili zatrzepotała w siatce. Zupełnie inną rolę w tym spotkaniu odegrał argentyński bramkarz Sergio Romero. Dwukrotnie wygrał pojedynki, odpowiednio z Ronem Vlaarem i Wesleyem Sneijderem, wprowadzając "Albicelestes" do pierwszego finału mundialu od 24 lat. W nim Argentyńczycy nie będą faworytami. Ich rywale, Niemcy, przez całe mistrzostwa są w dobrej, a co ważne stabilnej dyspozycji. Mało tego, będą mieli jeden dzień więcej na regenerację ( grali we wtorek), a także zdecydowanie więcej sił , ponieważ w spotkaniu półfinałowym z Brazylią grali 90 minut. A na dobrą sprawę po pół godzinie mogli być pewni awansu do finału.
To będzie wspaniały pojedynek. Nikt nie ma wątpliwości, że aby pokonać Niemców, piłkarze Alejandro Sabelli będą musieli zagrać swój najlepszy mecz na tegorocznym czempionacie. Ciężko cokolwiek wyrokować, ale Niemcy zagrają tak jak nas do tego przyzwyczaili. Konsekwentnie w obronie i skutecznie w ataku. Nie wiadomo czy w barwach  "Albicelestes" zobaczymy Angela Di Marię. Wczoraj do gry wrócił inny gwiazdor Sergio Aguero. Aby myśleć o zdobyciu trzeciego tytułu mistrza świata, Argentyna musi poprawić skuteczność. Bo jeśli podopieczni Joachima Loewa znajdą słaby punkt w defensywie Latynosów to stratę bramki trudno będzie obronić. Zapowiada się fascynujący mecz z kosmicznymi pojedynkami gigantów. Manuel Neuer kontra Lionel Messi. Sergio Romero kontra Thomas Mueller. Javier Mascherano kontra Bastian Schweinsteiger.
A Holandii pozostaje gorycz porażki. W sobotę w Brasilii zagrają "tylko" o brązowy medal z gospodarzami turnieju. Widać jednak, że "Oranje" to melodia przyszłości. Świetna trójka środkowych obrońców : De Vrij, Martins Indi i Vlaar ma odpowiednio 22 i 29 lat. Boczni defensorzy Blind i Janmaat 23 i 24 lata. Bramkarz Cilessen- 24. Zespół ten, już ze sporym doświadczeniem, może być jednym z poważniejszym kandydatów do medalu już podczas Mistrzostw Europy w 2016 roku. 

Radość Argentyńczyków po zwycięskim rzucie karnym Maxi Rodrigueza.

9 lip 2014

Półfinały mundialu . Akt drugi




Alejandro Sabella

















Dziś drugi półfinał mundialu. Holendrzy zmierzą się z Argentyną. Spotkanie zapowiada się niezwykle fascynująco. Obie drużyny mają w swoich szeregach wielkie gwiazdy. Po jednej stronie Robben i van Persie, po drugiej Messi i Higuain. Jednak kluczowe znaczenie dla przebiegu dzisiejszego spotkania może mieć taktyka obrana przez selekcjonerów obu reprezentacji. "Cwany lis" Louis van Gaal pokazał swoje nieprzeciętne zdolności strategiczne. "Pokerowa zagrywka" z wprowadzeniem na boisko pod koniec dogrywki meczu z Kostaryką bramkarza Tima Krula dała Holendrom awans do najlepszej czwórki turnieju. Van Gaal, który po raz drugi w karierze prowadzi "Oranje", ma zdecydowanie więcej powodów do zadowolenia niż po swoim pierwszym podejściu. Wtedy "Pomarańczowi" nie zdołali awansować do finałów w roku 2002. Teraz sporo osób miało wątpliwości jak poradzi sobie podczas swego pierwszego wielkiego turnieju. Louis rozwiał je po pierwszym spotkaniu z Hiszpanią, gdy rozbił podopiecznych Vincente Del Bosque 5-1.
Zupełnie inną osobą jest szkoleniowiec Argentyny. Alejandro Sabella stał się kozłem ofiarnym po pierwszym, dramatycznie słabym meczu z Bośnią i Hercegowiną. Jednak to on a nie poprzednicy : Diego Maradona, Jose Pekerman, Marcelo Bielsa, Daniel Pasarella awansował do półfinału mundialu. Pierwszego od 24 lat. Warto wiedzieć, że Argentyna półfinałów nie przegrywa. 
Kto dziś okaże się lepszy? Argentyna gra w Dzień Niepodległości. To kolejny pretekst do tego aby zwyciężyć "Oranje".  Ci zagrają z Nigelem de Jongiem w składzie, który miał już nie zagrać do końca mundialu. "Albicelestes" nie skorzystają z usług Angela di Marii, który oprócz Messiego "ciągnął" argentyński wózek. 
Faworyta nie ma. Świat jest podzielony. Początek spotkania za około godzinę w TVP1







Mineirazo, czyli Quo vadis Brasil ?




Miroslav Klose- autor 16 goli w swoich czterech mundialach

To co wczoraj wydarzyło się na Estadio Mineirao w Belo Horizonte jest nie do pomyślenia.
Niemcy rozbili Brazylię 7-1 i awansowali do wielkiego finału mistrzostw świata.
Początek spotkania paradoksalnie należał do gospodarzy turnieju. Jednak na dobrą sprawę podopieczni Loewa przez pierwsze dziesięć minut "badali" przeciwnika. Kiedy Thomas Mueller zdobył pierwszą bramkę w tym spotkaniu, a swoją piątą w turnieju, w oczy "Canarinhos" zajrzał strach.
Było pewne, że piłkarze z Europy wykorzystają ten fakt. Brazylijczycy prawdziwy koszmar przeżyli od 23 do 29 minuty. Drużyna niemiecka zaaplikowała w tym czasie "Selecao" cztery gole. Na 2-0 podwyższył Miroslav Klose, stając się jednocześnie najbardziej bramkostrzelnym zawodnikiem w historii mistrzostw.
Kolejne trafienia były dziełem najlepszego na boisku Toniego Kroosa. Dzieła zniszczenia dopełnił Sami Khedira. Po przerwie Scolari próbował ratować się od większego kataklizmu. Wprowadził na boisko Paulinho i Williama, którzy mieli ratować honor zespołu. Grający nieudolnie w obronie piłkarze Luiza Felipe Scolariego byli nieskuteczni. Swoje szanse zmarnowali Paulinho i Ramires.
Niemcy nie znali litości. Dwie bramki rezerwowego Andre Schurrle kompletnie pogrzebały Brazylię.
Gdyby nie fakt, że Europejczycy w drugiej połowie nie grali z mniejszą agresją to wynik mógłby być nawet dwucyfrowy.
Pytanie retoryczne, które należy zadać. Czy Brazylia w sobotę będzie w stanie się podnieść i powalczyć o brązowy medal? 
Szczerze można w to wątpić. Gra "Canarinhos" nie zachwycała przez cały turniej.
Ta drużyna nie była jeszcze gotowa na taki sukces. Dla Julio Cesara, czy Freda był to prawdopodobnie ostatni mundial. Fani Brazylii są smutni. Ale "The show must go on".
Dziś drugi półfinał, pomiędzy Holandią,a Argentyną. Czy będzie finał europejski?
Początek spotkania o 22:00 w TVP1.

8 lip 2014

Historia pojedynków niemiecko-brazylijskich.

Zespoły o kompletnie różnych charakterystykach. Bez wątpienia jedne z najbardziej utytułowanych w historii futbolu reprezentacyjnego. Dzisiejsze spotkanie pomiędzy Niemcami, a Brazylią będzie dopiero ich drugim na mistrzostwach świata. Pierwsze miało miejsce 30 czerwca 2002 roku w Jokohamie. Był to jednocześnie finał azjatyckiego mundialu. "Canarinhos" po dwóch trafieniach Ronaldo zwyciężyli, zdobywając swój piąty tytuł mistrzów świata.
Od tego czasu sporo się zmieniło w realiach obu reprezentacji. Brazylijczycy swój udział w dwóch kolejnych mundialach kończyli w ćwierćfinale. Na czempionacie w 2006 roku, rozgrywanym notabene w Niemczech, ulegli 0-1 Francuzom , a w 2010 roku w Republice Południowej Afryki po porażce 1-2 z Holandią. Z kolei Niemcy na dwóch poprzednich mistrzostwach zdobywali brązowe medale.
Już teraz są autorami rekordu. Jeszcze żadnej reprezentacji nie udało się awansować do półfinału w czwartych kolejnych mistrzostwach świata. Aż do tego roku. Ekipa trenera Loewa  chce jednak osiągnąć znacznie więcej. Zdobyć trofeum. Pierwsze, od czasu wygrania Mistrzostw Europy w roku 1996.
Historia meczów pomiędzy zespołami, które dziś o 22:00 czasu polskiego wyjdą na murawę stadionu Mineirao w Belo Horizonte sięga 1963 roku. W Hamburgu Brazylia zwyciężyła RFN 2-1.
Gdyby brać pod uwagę mecze "Canarinhos" z RFN i Niemcami łącznie, to reprezentacje te rozegrały przeciwko sobie 21 spotkań. Bilans jest korzystny dla gospodarzy tegorocznego mundialu. 12 meczów zakończyło się wygraną "Selecao", podczas gdy Europejczycy zwyciężyli zaledwie 4 razy.
Ostatni raz , 11 sierpnia 2011 roku, lepsza okazała się drużyna Joachima Loewa. Po golach Schweinsteigera, Goetzego i Schurrle ograli Brazylijczyków, dla których gole strzelali Robinho i Neymar.
Kto dziś okaże się lepszy?
Czy David Luiz będzie liderem z prawdziwego zdarzenia?
Jak na grę Brazylii wpłynie brak Neymara i Thiago Silvy?
Czy Niemcy wreszcie awansują do finału Mistrzostw Świata?

Początek transmisji o 21:25 w TVP2.

7 lip 2014

Umarł król, niech żyje król !

W dniu dzisiejszym, o godzinie 17:15, ze szpitala im. Gregorio Maranona nadeszła tragiczna informacja.
W wieku 88 lat zmarł Alfredo Di Stefano. Legenda światowego futbolu. Ikona Realu Madryt.
Jeden z najwybitniejszych futbolistów, jakich kiedykolwiek nosiła Ziemia.
Dwa dni temu, dzień po swych osiemdziesiątych ósmych urodzinach trafił do szpitala po zatrzymaniu krążenia.
Był w stanie ciężkim, ale określanym jako stabilnym. Przez ten czas pozostawał w stanie śpiączki farmakologicznej.
Nie ma wątpliwości, że Di Stefano pozostanie zapamiętany jako zawodnik fenomenalny.
Gracz wybitny, który doprowadził Real Madryt do największych sukcesów w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku,
Ośmiokrotnie zdobył mistrzostwo Hiszpanii, aż pięć razy święcił triumfy w Pucharze Mistrzów. Razem z Ferencem Puskasem tworzył zabójczy duet napastników, przed którymi drżała cała piłkarska Europa. Mimo wspaniałych osiągnięć klubowych, Di Stefano nigdy nie wystąpił na mistrzostwach świata. Co ciekawe, grał aż w trzech reprezentacjach.
Ani w barwach Argentyny i Kolumbii, a nawet w zespole hiszpańskim, gdzie zaliczył ponad trzydzieści spotkań.
W barwach Realu Madryt w 396 meczach zdobył 307 bramek. W 2004 roku umieszczony przez Pelego na liście 100 najlepszych żyjących piłkarzy. Był honorowym prezesem klubu ze stolicy Hiszpanii
Człowiek, który za życia stał się legendą.
Alfredo Di Stefano
Futbolowy świat nigdy nie zapomni tego, co uczynił dla rozwoju tej dyscypliny na całym świecie.

6 lip 2014

Krul jest tylko jeden, czyli analiza półfinalistów mundialu

Znamy już komplet półfinalistów mundialu w Brazylii. W sumie bez zaskoczeń.
Niemcy, Brazylia  i Argentyna od początku czempionatu byli uznawani za największych faworytów do odgrywania głównych ról w tym turnieju. Holendrzy po spotkaniu z Hiszpanią, wygranym 5-1, także mieli prawo myśleć o udanej imprezie. Jednak obiektywnie patrząc na mecze ćwierćfinałowe,to tylko drużyna Joachima Loewa bez większych kłopotów awansowała do najlepszej czwórki turnieju.
Brazylijczycy, mimo że zagrali najlepszy swój mecz na mundialu, nie przekonali swoją grą ekspertów i obserwatorów. Z pomocą sędziego Vellasco Carballo zdołali  "dowieść" wynik 2-1 do końca spotkania. Stracili jednak dwa bardzo ważne ogniwa- Neymara, brutalnie sfaulowanego przez Camilo Zunigę, a także kapitana Thiago Silvę, który złapał dość głupią żółtą kartkę, wykluczającą go z gry w półfinale
Przez całe mistrzostwa mieli dużo szczęścia. Rozpoczynając na spotkaniu z Chorwacją, gdzie arbiter z Japonii podyktował  gospodarzom "karnego z kapelusza", a kończąc na meczu w 1/8 finału przeciwko Chile. Gdyby w 120 minucie meczu Mauricio Pinilla trafił kilka centymetrów niżej to "Canarinhos" odpadli by z turnieju. W rzutach karnych Brazylijczycy mylili się dwukrotnie, jednak Chile nie wykorzystało jednej jedenastki więcej i zakończyło swój jakże udany występ na mundialu.
Niemcy, jak to Niemcy, nie byli efektowni, ale do bólu skuteczni. Może po za spotkaniem z Portugalią, gdzie zachwycali piękną i skuteczną grą. W 1/8 finału nasi zachodni sąsiedzi mierzyli się z Algierią.
Miało być łatwo, szybko i przyjemnie. Algierczycy na złość ekspertom postawili Europejczykom trudne warunki. Momentami byli nawet drużyną lepszą! Kto wie, jak zakończyłoby się to spotkanie, gdyby nie fenomenalne interwencje niemieckiego bramkarza Manuela Neuera. Golkiper Bayernu Monachium niejednokrotnie wychodził po za pole karne, aby uratować swój zespół.
Po szczęśliwie wygranym meczu na podopiecznych Loewa spadła fala krytyki. W grze "Die Mannschaft" trudno było zauważyć coś pozytywnego i dającego nadzieję na dobry wynik w spotkaniu ćwierćfinałowym.
Mecz Niemcy-Francja zapowiadał się na wielką "ucztę" piłkarską, ale bardzo rozczarował.


Dość szybko, bo już w trzynastej minucie padła pierwsza, jak się później okazało jedyna bramka w tym spotkaniu. Gol Matsa Hummelsa (na zdjęciu) ustawił mecz. Francuzi nie mieli pomysłu na sforsowanie dobrze funkcjonującej obrony rywala.
To oni będą faworytami w spotkaniu, w którym już we wtorek, w Belo Horizonte podejmą ekipę gospodarzy. Wydaje się mało prawdopodobne, aby nie poradzili sobie z tym rywalem.
Zupełnie inaczej sytuację widzą fani "Canarinhos", którzy mimo świadomości, że do końca turnieju nie zobaczą już Neymara, a w spotkaniu półfinałowym także Thiago Silvy nadal uważają, że zespół Luiza Felipe Scolariego sięgnie po puchar.
Wiele wskazuje na to, że zdecydowanie więcej emocji będzie w drugim meczu półfinałowym, notabene także pojedynku pomiędzy Europą, a Ameryką Południową. Konkretnie Holandią, a Argentyną.
Ekipa "Oranje" oczarowała świat fantastyczną grą przeciwko Hiszpanii. Nie chodzi nawet o sam wynik, który był przecież bardzo okazały. Styl w jakim podopiecznym Louisa Van Gaala udało się ograć ustępujących mistrzów świata zadziwił krytyków i nadał ofensywny ton turniejowi.
W 1/8 finału "Pomarańczowi" długo męczyli się z rewelacją fazy grupowej- Meksykiem.
Do ostatecznego triumfu Holendrów przyczyniły się największe gwiazdy drużyny. Wyrównującego gola zdobył Wesley Sneijder, a po faulu na Arjenie Robbenie sędzia podyktował rzut karny, zamieniony na bramkę przez Klaasa-Jana Huntelaara.
W ćwierćfinale na "Oranje" czekała największa sensacja mundialu, czyli Kostaryka.
"Los Ticos" mieli na rozkładzie Włochów, czy Urugwajczyków, więc ich ambicją było pokonanie kolejnego potentata w walce o puchar świata. Grający mądrze w obronie, a przy okazji mający sporo szczęścia i Keylora Navasa w bramce Kostarykanie przetrwali do sto dwudziestej minuty.
Zanim doszło do konkursu "jedenastek" selekcjoner Holendrów zdecydował się na nietypowe zagranie taktyczne. W samej końcówce dogrywki........ zmienił bramkarza. Bynajmniej nie z powodu kontuzji.
Za Jaspera Cilessena wszedł specjalista od bronienia rzutów karnych Tim Krul.
Van Gaal pokazał, że jest wybitnym strategiem. Golkiper Newcastle United obronił strzały Bryana Ruiza i Michaela Umany, stając się bohaterem meczu.
Rywalem Holendrów w półfinale będzie Argentyna. Zespół z wielkimi tradycjami, który od dwudziestu czterech lat nie potrafił przebrnąć ćwierćfinału. Mundial w Brazylii miał być tym przełomowym.
I jak na razie jest. Chociaż wyniki podopiecznych Alejandro Sabelli nie odzwierciedlają gry Argentyńczyków. W dość słabej grupie z Nigerią, Bośnią i Iranem zespół nie zachwycał.
W każdym spotkaniu mógł liczyć na Lionela Messiego, który z sześciu bramek "Albicelestes" w fazie grupowej zdobył cztery gole. Pomysły taktyczne Sabelli wołały o pomstę do nieba. Z Bośniakami gracze z Ameryki Południowej wyszli na boisko piątką obrońców.
W końcu zawodnicy wzięli sprawy w swoje ręce i "zmusili" trenera do zmiany ustawienia na 4-3-3.
Do 1/8 finału Argentyńczycy przystępowali jako faworyci. Szwajcarzy zdawali się być idealnym zespołem na przełamanie. Drużyna, której Francuzi w fazie grupowej zaaplikowali pięć bramek musiała ulec ofensywnemu potencjałowi  Argentyńczyków. Jednak aż przez 117 minut  dzielnie stawiali opór faworytom sami prezentując się groźnie. Geniusz Messiego i instynkt strzelecki Angela Di Marii dał awans "Albicelestes". W końcówce serca kibiców w Buenos Aires zabiły szybciej. Zespół z kraju tanga cudem uniknął rzutów karnych, po tym jak Blerim Dzemaili trafił w słupek na dwie minuty przed końcem.
W ćwierćfinale czekali Belgowie, rozochoceni zwycięstwem nad Stanami Zjednoczonymi.
Szybki gol Higuaina pozwolił podopiecznym Sabelli uspokoić grę. Sam mecz rozczarował, podobnie jak cała Argentyna rozczarowywuje podczas tegorocznego mundialu, Może z wyjątkiem Messiego, który zdaje się dorósł do roli następcy Maradony.
Faworytami w półfinałach są Niemcy i chyba jednak Holandia.
Coś mi się wydaje, że na tych mistrzostwach przełamana zostanie klątwa "niewygrywania mundiali" na południowo-amerykańskiej przez zespoły z Europy. Rozum podpowiada, że drużyną, która tego dokona będą Niemcy.


5 lip 2014

Czy "Los Ticos" wycisną Pomarańczę ?

Mistrzostwa wkraczają w decydującą fazę. Za około trzy godziny (jeśli nie będzie dogrywki) poznamy ostatniego półfinalistę brazylijskiego czempionatu. Po Niemczech,Brazylii i Argentynie kolejnymi do zapewnienia sobie futbolowej nieśmiertelności są zespoły  Holandii i Kostaryki. Faworyt jest jeden i nie są to bynajmniej piłkarze z Karaibów. Drużyna Louisa van Gaala ma obowiązek zwyciężyć podopiecznych Jorge Luisa Pinto.
Ci jednak nie poddadzą się bez walki. W fazie grupowej sprawili wielką sensację pokonując byłych mistrzów świata- Urugwaj i Włochów- oraz remisując z zawsze groźnymi Anglikami.
Skazani na pożarcie Kostarykanie wygrali grupę, a w 1/8 finału po rzutach karnych Grecję.
Zespół bez wielkich gwiazd, ale tworzący zgrany team zaskarbił sobie serca fanów na całym świecie.
Niesieni na fali wznoszącej mogą sprawić dziś kolejną sensację. Mimo że Holendrzy mają większe doświadczenie w tego typu turniejch to "Los Ticos" nie są bez szans. Wola walki, niebywała ambicja to atuty Kostarykańczyków.
Holendrzy to, jak na razie, najskuteczniejszy zespół mundialu. W czterech spotkaniach zdobyli dwanaście bramek. Bramkarz ekipy ze strefy CONCACAF skapitulował tylko dwukrotnie, z czego raz po uderzeniu z rzutu karnego.
Czy osłabiona brakiem pauzującego za czerwoną kartkę z poprzedniego meczu Oscara Duarte defensywa Kostaryki postawi się ofensywnemu potencjałowi zespołu Oranje?
Jak zagra Robin van Persie, który w ostatnich dniach miał problemy ze zdrowiem?
Czy Keylor Navas znów będzie bronił jak natchniony?
Na te i wiele innych pytań odpowiedzi poszukamy podczas meczu Holandia - Kostaryka.
Początek spotkania o godzinie 22 czasu polskiego. Transmisja w programie pierwszym telewizji polskiej.

Trener Jorge Luis Pinto